Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 31 stycznia 2013

Różne różności: Choisee, Madame Lambre, wymiana

Heja!
* Na dobry początek, patrzcie co wieczorem udało mi się zmontować:




Oba zdjęcia pochodzą z bloga Ruda w kuchni - całość pozostawia wiele do życzenia (przynajmniej u mnie się zacina), ale uśmiech nie schodzi mi z twarzy od kilku godzin :)




* Teraz tak jak w tytule, pora na moją wstępną opinię o (wątpliwej?) przygodzie z  Choisee. Nie wiem czy pamiętacie, ale w grudniu wiele z nas skusiło się na zakupy w tym sklepie korzystając z 60%-owego rabatu. Ja dość długo nawet nie zaglądałam o co chodzi aż w końcu pękłam... Oto moje zamówienie:

jak widzicie nawet z zaadresowaniem koperty był problem choć wszystko dobrze podołam... No i sama wysyłka - zamówienie złożyłam 10.12 a list priorytetowy "doszedł" (bo chyba na piechotę) w piątek tuż przed Świętami...


- żel do mycia twarzy Lawenda i Ylang-ylang
- mydło z masłem shea Czekolada i Miód z sosem czekoladowym
- mydło z masłem shea Mięta z nasionami sezamu
- to białe okrągłe wieczko to maseczka do twarzy Czekolada i Miód od siostry,
bo ją też namówiłam na zamówienie :/


Żelu jeszcze nie tykałam - akurat w moim przypadku nie ma doklejonej daty, ale po tej całej aferze trochę się bałam (ale dzięki Kaczmarcie wiem przynajmniej, że twarzy mi ni zeżre ;)) a poza tym denkuję właśnie 3 inne i dałam radę się powstrzymać. Podobne opory mam względem maseczki... Oprócz tego, że z 10 innych mam otwartych to tu niby z datami też problemu nie było, ale maseczka przyszła zapakowana w dwa oddzielne pojemniczki, żadnej osłonki czy sposobu używania - no nic! Jedynie opis i skład dorzucony luzem do torebeczki


Podoba mi się samo zapakowanie tych kosmetyków, niby są to zwykłe papierowe torebeczki, ale ja lubię taki minimalizm. Mydełka dodatkowo są zafoliowane, ale w ich przypadku wkurzyłam się już na samym początku, bo z naklejki wynikało, że to dwa takie same zapachy. Na pierwszym zdjęciu z zamówieniem widać to mydełko z sezamem a tu czekoladowe:



Sezamowe już zmydliłam i najpierw nie mogłam się przekonać do zapachu (dość intensywna mięta z czymś innym, pewnie to zapach sezamu), ale teraz jak mam porównanie z czekoladowym (które początkowo pachniało przepięknie, faktycznie jak słodka czekolada) to mogę stwierdzić, że tamto pierwsze bardziej mi się podobało. Obu używa(ła)m tylko do rąk i sezam, choć kostka była dość miękka, fajnie drapał dłonie za to czekolada brązowi je (i zlew - ohydnie to wygląda!), w kontakcie z wodą nie pachnie już tak przyjemnie, nie pieni się, jest oślizgła i wyjątkowo mało apetyczna - aż mi się niedobrze robi!

Na opinię o żelu i maseczce (o ile w ogóle się skuszę na nią) musicie jeszcze trochę poczekać, ale jak widzicie - moje pierwsze wrażenie jest takie ooo... Może jestem trochę uprzedzona przez całą tą aferę, ale wpływa ona u mnie głównie na obawy przed używaniem tych kosmetyków na twarz, bo mydełka starałam się ocenić zgodnie ze stanem faktycznym.




* Kolejna sprawa to chwalenie się, bo gdzieś tak w połowie stycznia na blogu Cammie udało mi się wygrać taki oto zestaw kosmetyków od Madame Lambre:




O firmie coraz głośniej w blogosferze, więc bardzo ucieszyłam się z wygranej.
Paczuszka doszła błyskawicznie i najbardziej jestem zadowolona (oprócz czekoladek, które zniknęły błyskawicznie;)) z pudru. Wygrałam odcień 02 i pierwsze testy już za mną, póki co mogę powiedzieć, że dobrze się zapowiada - dobrze matuje i ślicznie pachnie, a odcień nie jest za ciemny. Co do reszty to początkowo się ucieszyłam, ale nie wiem czemu myślałam, że w zestawie jest kredka do oczu a nie konturówka do ust (tak, wiem - czytanie ze zrozumieniem), której nigdy w życiu nie używałam... Pewnie sprezentuję ją mamie, bo ona to prędzej zużyje. Zastanawiam się też nad szminką, bo mam odcień 01 czyli głęboka czerwień a chyba nie za bardzo pasuje mi ten kolor - choć nie wykluczam, że zostawię ją sobie na wyjątkowe wyjścia. Wszystko wyjdzie w praniu ;)








<----- Pomadka nr 01




Konturówka nr 4 -----> 












* No i na koniec, nie wiem czy zauważyłyście, ale już jakiś czas temu dodałam zakładkę "wymiana" - dostatnio wrzuciłam tam 3 produkty, jeśli macie ochotę to zapraszam :) Postaram się uzupełniać ją na bieżąco.

Do następnej notki :*!

wtorek, 29 stycznia 2013

L'ambre: winny welur - takiej czerwieni to ja jeszcze nie mam!

Czy ktoś z Was już słyszał o tej firmie? Myślałam, że to to samo co ostatnio popularna na blogach firma Madame Lambre, ale Pani Agnieszka przesłała mi prezentację, z której wynika, że to dwie różne firmy choć mają wspólne korzenie. I to wcale nie taka nowość, bo na rynkach światowych istnieje już od 1999 r. a w Polsce firma L'ambre debiutowała w 2009 r. 




To co wyróżnia obie te firmy to dostępność i grupa docelowa: produkty od L'ambre możecie zamówić u konsultantów a produkty Madame Lambre znajdziecie w perfumeriach, drogeriach, gabinetach kosmetycznych i aptekach w dużych i średnich miastach. Tyle tytułem wstępu.



Na sobotnim spotkaniu dostałyśmy parę produktów od L'ambre i Madame Lambre:


Moją uwagę od razu przykuł lakier do paznokci, choć kolor początkowo jakoś mnie nie zaciekawił. Seria "Sense of Elegance" liczy 13 odcieni o bardzo ciekawych nazwach takich jak: 3. jedwab i koronka, 4. koktajlowy wieczór, 7. purpurowy aksamit, 8. księżycowa sonata, 9. czarna perła, 10. francuski buduar, 12. francuskie łakocie, 13. brylanty i kawa czy właśnie recenzowany przeze mnie

winny welur


Buteleczka z ozdobną, złotą zakrętką mieści w sobie 8 ml lakieru i jest zapakowana w gustowne pudełeczko z otworem, przez który możemy zobaczyć odcień. 


Co zdziwiło mnie najbardziej to data przydatności - otóż mamy tylko 6 miesięcy na zużycie lakieru. Nie wiem czemu tak krótko, ale z ciekawością przyjrzę się co się z nim stanie po tym czasie, bo przyznacie, że to wyjątkowo mało czasu jak na lakier do paznokci.



Tak lakier prezentuje się na paznokciach:



W porównaniu ze zdjęciem w katalogu:




A tu już dwie warstwy:



Nie wiem czy podzielacie moje zdanie, ale ja uważam, że kolor jest przepiękny! Ani w katalogu ani w buteleczce nie widać tego po nim, ale na paznokciach faktycznie zyskuje wiele. Ja niemal całą niedzielę gapiłam się na swoje paznokcie z zachwytem :)





Po pierwszych problemach z otwarciem buteleczki (nie wiem czy Wasze też są tak mocno zakręcone, ale z moim musiał pomagać TŻ) oczom ukazuje się dość krótki, ale wygodny pędzelek, który jest wąski i ścięty na prosto. Maluje się nim bardzo wygodnie, nie smuży a dobre krycie można zauważyć już przy pierwszej warstwie - druga dodaje mocy i głębi kolorowi.
Ilość warstw nie wpływa na trwałość lakieru, bo na jednej dłoni mam 2 warstwy a na drugiej jedną i końcówki obu są lekko starte, bez odprysków (malowałam w niedzielę). Myślę, że jakiś top coat mógłby nieco przedłużyć idealny wygląd, ale ja nie lubię zbyt długo nosić jednego koloru, więc takie specyfiki stosuję tylko w wyjątkowych okolicznościach.

Dostępność:
konsultanci bądź strona internetowa

Cena:
12 zł/8 ml



P.S. Na zdjęciach dopiero zauważyłam, że przydałoby się trochę nawilżyć skórki. Mam coś odpowiedniego w swoich czeluściach i chyba czas zacząć.

Lublin Blogger's Meeting - już po





Tak, tak - w sobotę odbyło się kolejne spotkanie lubelskich bloggerek :) Tym razem do kosmetycznych dołączyły także kulinarne i modowe, ale tradycyjnie spotkałyśmy się w Fatamorganie. Po obiadku wzniosłyśmy toast szampanem i miały się odbyć prezentacje dwóch firm kosmetycznych, ale coś nie wyszło, więc przyszła pora na loterię a potem prezenty i pogaduchy.

Dochód z loterii (200 zł!) oraz wszystkie przyniesione przez nas psie smakołyki (ok. 300 kg!) będą przekazane dla Przytuliska w Rachowie Starym :) To pewnie kropla w morzu, ale super, że udało się zebrać aż tyle.

Lista uczestniczek:
1. http://kosmetyczne-rewolucje.blogspot.com/ n.
2. http://caipiroska1.blogspot.com/ Silver
3. http://wodcieniachfioletu.blogspot.com/ Monika B.
4. http://wyprzedazmarzen.blogspot.com/ Joanna Mysza
5. http://themonique-girlsjustwant.blogspot.com/ me
6. http://cupcakeee30.blogspot.com/ cupcake
7. http://wyznaniakosmetoholiczki.blogspot.com/ Weronika Woźniak
8. http://kosmetykowy.blogspot.com/ Sylka
9. http://w-mojej-kosmetyczce.blogspot.com/ dziewczyna mojego chłopaka
10. http://sanctuaryofbeauty.blogspot.com/ Darkness
11. http://mygirlishkingdom.blogspot.com/ Mania
12. http://kobieca-rzeczywistosc.blogspot.com/ Parole
13. http://belleoleum.blogspot.com/ a.
14. http://likemywholefashion.blogspot.com/ Mywholefashion
15. http://karmellove.blogspot.com/ aleXandra
16. http://aktorka-milionaform.blogspot.com/ jagodzianka
17. http://czokomoreno.blogspot.com/ Sylwia
18. http://oczynamode.blogspot.com/ Agnieszka i Aldona
19. http://lasuch-na-diecie.blogspot.com/ Aneta
20. http://rudyfalszywy.blox.pl/html Patrycja
21. http://agnesbeauty.blogspot.com/ Aga W
22. http://marzena84beauty.blogspot.com/ Marzena
23. http://bellitkaa.blogspot.com/ Iza



I kilka fotek*:


Seeeex ;)



Nagrody w loterii



Przepyszne babeczki upieczone przez Łasucha na diecie

Przepis

Jeszcze raz my

* zdjęcia pochodzą z bloga Agnes Beauty


Oraz nasze prezenty


Prezenty otrzymałyśmy od firm: 
Rimmel, Astor, Madame Lambre, Vipera, Drogeria Natura, Biały Jeleń, Barwa, Cleanic, Mariza, Drogeria Sekret Urody, Original Source, Wibo
oraz
Plusssz, Barilla, Kupiec, Orbit i...Wawel :)


Dziękuję Agnieszce i Patrycji za zorganizowanie spotkania a reszcie dziewczyn za możliwość poznania lub powtórnego spotkania :) 
Do ponownego! :*


niedziela, 20 stycznia 2013

Suplement diety Bratek Plus, Avetpharma

Jak tylko dowiedziałam się o tym suplemencie to od razu napaliłam się jak szczerbaty na suchary! I nawet nie wiem dlaczego, po prostu chciałam go mieć...
Pierwsze opakowanie otrzymałam we wrześniu w ramach akcji na fb (było to w zasadzie pół opakowania czyli tylko 25 tabletek) i moje wrażenie możecie poznać tutaj. Miał powstać oddzielny post na temat Bratka, ale w listopadzie wygrałam 2 kolejne opakowania w rozdaniu na blogu Kraina testow i recenzji i pomyślałam, że całą kuracji opiszę za jednym zamachem.


źródło


źródło


Info od producenta:
BRATEK PLUS suplement diety zawiera wyciąg z ziela fiołka trójbarwnego, którego działanie wspiera cynk. BRATEK PLUS został opracowany z myślą o osobach, pragnących wspomóc utrzymanie prawidłowego stanu skory, także w okresie dojrzewania. 
Wyciąg z ziela fiołka trójbarwnego, dzięki zawartości flawonoidów wspomaga procesy przemiany materii, co pomaga eliminować szkodliwe substancje z organizmu i wpływa korzystnie na stan skóry. Cynk uczestniczy w przetwarzaniu kwasów tłuszczowych, wpływa na funkcjonowanie gruczołów wytwarzających łój.


Skład:
Celuloza mikrokrystaliczna – substancja wypełniająca, ekstrakt z ziela fiołka trójbarwnego (Viola tricolor L.), mleczan cynku, hydroksypropylometyloceluloza – substancja do stosowania na powierzchnię, stearynian magnezu – substancja przeciwzbrylająca, dwutlenek krzemu – substancja przeciwzbrylająca, poliwinylopirolidon – substancja wypełniająca, guma arabska – zagęstnik, lecytyna sojowa – emulgator.

1 tabletka zawiera 150 mg ekstraktu z ziela fiołka trójbarwnego (Viola tricolor L.) i 5 mg cynku (50% ZDS). 2 tabletki zawierają 300 mg ekstraktu z ziela fiołka trójbarwnego (Viola tricolor L.) i 10 mg cynku (100% ZDS). 
* ZDS – Zalecane Dzienne Spożycie 
Źródło: strona internetowa



Testowanie dwóch opakowań czyli 100 tabletek rozpoczęłam 1 grudnia i łykałam 2 tabletki podczas posiłku (starałam się robić to regularnie, ale przyznam, że czasem było to śniadanie, czasem obiad i zdarzała się kolacja).


Tabletki są dość małe i przez to łatwo się je połyka, mają smak lekko ziołowy i przyjemny.



I teraz czas na moja opinię, ale szczerze mówiąc to sama nie wiem co mam myśleć o tym suplemencie. Tak jak pisałam wcześniej, pierwsze 25 tabletek łykałam od początku października i choć spektakularnych efektów nie zauważyłam to nie mogę powiedzieć, że nic się na twarzy nie działo. Syfy były na początku kuracji, parę nowych wyskoczyło w trakcie (ale nie wiem ile tu działania Bratka a ile hormonów, bo @), ale po zakończeniu opakowania nic się niestety nie poprawiło - może 25 tabletek to było za mało.
Początek listopada przyniósł zmiany w codziennej pielęgnacji, więc cera z dnia na dzień zaczęła mi się poprawiać do tego stopnia, że nie wiedziałam czy w ogóle zaczynać kolejne 2 pełne opakowania i bałam się też trochę pogorszenia jej stanu. Zaryzykowałam jednak i rozpoczęłam kolejną kurację.
W połowie grudnia nastąpił straszliwy wysyp syfów, ale tu również nie winię za to Bratka, bo chciałam zdenkować aktywny krem na noc Eucerin, który już po pierwszych testach w styczniu 2012 powodował to samo. Krem odstawiłam i plamy po nim próbuję wyleczyć do tej pory, tabletki dalej łykam a zmiany na skórze widzę tylko wtedy jak coś kombinuję z kremami (zabrałam się ostatnio za kremy w próbkach i cera szaleje :/) lub palcami (no przyznaję się, że czasem coś tam duszę). Tak więc

 NIE UMIEM OCENIĆ SUPLEMENTU BARTEK PLUS SAMODZIELNIE

Stosuję zróżnicowaną dietę (głównie dzięki TŻowi, bo nie powiem żeby nie tęskniło mi się za gyrosikiem z frytkami ;)), ale nie wiem czy prowadzę zdrowy tryb życia - czasem sobie zapalę, żadnych sportów nie uprawiam, codziennie zażywam tyle ruchu ile potrzeba na zaprowadzenie i przyprowadzenie Syna ze szkoły oraz ewentualne zahaczenie o sklepy. Może to miało wpływ na kurację? Albo po prostu Bratek Plus nie jest dla mnie...
Reasumując, Bratek Plus nie pogorszył stanu mojej skóry, ale też go nie poprawił mimo tego, że stosowałam go wedle zaleceń producenta.



Dziękuję firmie Avetpharma, serwisowi Bangla oraz Krainie testow i recenzji za możliwość przetestowania tego suplementu.



Co myślicie o takich suplementach? Stosujecie? Zauważyłyście poprawę?

środa, 16 stycznia 2013

Kardynalska czy makowa czerwień? Lakier Extreme Nails 243 Wibo

No właśnie nie wiem...
Na stronie producenta lakier wygląda jak kardynalski, wpadający nawet lekko w pomarańcz, spójrzcie:
źródło
a u mnie w butelce i na paznokciach jest bardziej krwisty i soczysty (co starałam się uchwycić, ale nie wiem czy mi się udało).


Tu jedna warstwa na odżywce perłowej:


Jak widzicie, jedna warstwa, dwa pociągnięcia pędzelka i cała płytka jest dokładnie pokryta bez prześwitów.




Tu już dwie warstwy spryskane preparatem przyspieszającym wysychanie:



Tu wyszła mi kardynalska czerwień:




Lakier ma mnóstwo drobinek, które pięknie połyskują pod światło. Mam już podobny w swojej kolekcji, ale tamten ma tylko złote drobinki a tu wydają się one być kolorowe i opalizujące. Może kiedyś zrobię ich porównanie.


Bardzo wygodnym rozwiązaniem jest spłaszczony pędzelek:



Słabo tu to widać, a nie pomyślałam żeby zrobić fotkę z innym pędzelkiem... No cóż... Musicie mi uwierzyć na słowo, że jest płaski (na buteleczce mam nawet napisane "lakier do paznokci z płaskim pędzelkiem"). Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy z tego jakie znaczenie w malowaniu ma kształt pędzelka, myślałam, że chodzi tu głównie o naszą wprawę, ale z tym lakierem okazało się (hurra! odkryłam Amerykę!...), że wygodny i dobrze wymyślony pędzelek faktycznie może nam ułatwić malowanie! Jest on na tyle płaski, że w przypadku małego palca bałam się, że wyjdę na skórki, ale na szczęście udało mi się je ocalić ;) Na innych paznokciach poszło mi równie gładko, szybko i przyjemnie - wystarczyły 2 pociągnięcia po płytce a w przypadku kciuka 3.

Lakier wysycha dość szybko - jak skończyłam ostatniego paznokcia to pierwszy był jeszcze ciut wilgotny i trzeba chwilę poczekać, ale po nałożeniu drugiej warstwy i spryskaniu jej przyspieszaczem, faktycznie poszło to szybciej.

Nie wiem jeszcze jak z trwałością, bo to mój pierwszy raz z tym numerkiem (i chyba w ogóle z tą serią) - jak się dowiem to edytuję posta ;)



No i jak? Kardynalska czy makowa czerwień?
Podoba się Wam?

środa, 9 stycznia 2013

NOTD - Pink Radiance, Avon

W tym przypadku rozwinięcie skrótu brzmi: "nails of third days", bo dziś już trzeci dzień z tym lakierem :) Końcówki są jedynie odrobinkę starte, ale nie rzuca się to w oczy i do jutra powinno wytrzymać. Przed Wami

Pink Radiance




1 warstwa odżywki perłowej + 1 warstwa lakieru



Tu po nałożeniu drugiej warstwy:




To mój ulubiony lakier z Avonu ♥

Dobrze kryje już po wprawnie nałożonej pierwszej warstwie, ale ja na drugi dzień zawsze dokładam drugą, która niestety schnie dłużej. Zawsze ratuje mnie gdy nie ma czasu na bawienie się w malowanie, bo jest chyba najmniej problematycznym lakierem w mojej kolekcji - nie zdarzyło mi się jeszcze zrobić sobie nim bubu (nie mówię tu o drobnym wyjściu na skórę, bo wystarczy patyczek kosmetyczny i już po sprawie) a do tego pasuje do większości moich ciuchów.

Nie jest to taki typowy brokaciak - tu mamy miliony maluteńkich, srebrnych cząsteczek, które przepięknie mienią się w słońcu. Czasem, pod pewnym kontem lakier wygląda jak lekko matowy, aksamitny. Uwielbiam ten efekt!!!
Niestety, problemy ze zmywaniem takie same jak przy normalnym lakierze brokatowym - trzeba się trochę natrzeć, ale przynajmniej nie barwi płytki. Nie testowałam go jeszcze z odżywką Peel-off, pewnie będzie łatwiej.

Lakier nie jest już dostępny w katalogu, ja kupiłam go ze 2 lata temu za ok. 10 zł i mimo tego, że nie przechowuję go w lodówce to nie zmienił swojej konsystencji ani jakości - myślę, że posłuży mi jeszcze trochę, jakoś nie mam obaw przed używaniem go po terminie.


Podoba się Wam?

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Nantes - witaminowy tonik NANO AQUA +

Tyle już miałam przygód z tonikami do twarzy, że w pewnym momencie zrezygnowałam z nich niemal całkowicie, stosując tylko sporadycznie do przetarcia twarzy po maseczce. Większość z używanych do tej pory przeze mnie toników zamiast odświeżenia powodowała "zalepienie" porów i powstanie błyszczącej powłoki oraz uczucia, którego nienawidzę do tej pory i które od razu dyskwalifikuje taki produkt! Dziś jednak parę słów o chyba najlepszym dla mnie (jak dotąd) toniku czyli przedstawiam Wam

NANO AQUA +
Therma Liquid
witaminowy tonik 
z ekstraktem z zielonej herbaty






Od producenta:

Nawilżająco - odżywczo - witaminowy tonik bezalkoholowy do każdego rodzaju cery wymagającej intensywnego nawilżania, odżywiania i ochrony przed szkodliwym wpływem środowiska. Wyjątkowe potrzeby skóry zaspokaja unikalne połączenie: osiągnięć NANOTECHNOLOGII, specjalnej kompozycji witamin A, E, F, H oraz wyciągu z zielonej herbaty. Tonik  działa antyseptycznie, chroni przed wolnymi rodnikami, nawilża i ujędrnia, dostarczając jednocześnie cennych witamin. Przywraca naturalne pH skóry i poprawia wchłanianie odżywczych składników kremu.


O Nanotechnologii czyli tym, co wyróżnia firmę Nantes możecie poczytać tutaj.


Opakowanie:
Wygodna, plastikowa butelka zwężająca się ku górze, dzięki temu bardzo poręczna. Wystarczy jedno przekręcenie i już widać otwór zabezpieczony naklejką ze znakiem firmy. Całość utrzymana w miłej dla oka kolorystyce.


Zapach:
Dość intensywny, ale bardzo miły dla nosa, świeży i przyjemny, czuć go podczas używania a później po prostu znika.

Skład:


Cena/pojemność:
39 zł/200 ml (aktualnie jest w promocji i kosztuje 36 zł)

Dostępność:
sklep internetowy

Moje wrażenia:
Tonik nie spodobał mi się od razu, potrzebowałam kilku dnia na to, aby nauczyć się nim posługiwać. Wiem, że brzmi to trochę dziwnie, ale początkowo tarłam wacikiem na twarzy zbyt mocno, co powodowało lekkie szczypanie i pieczenie w miejscach wrażliwych a także powstawanie czerwonych plam na całej twarzy (zwłaszcza po wcześniejszym peelingu). Bałam się, że to uczulenie na jakiś składnik, ale jak zaczęłam delikatniej przecierać twarz to wszystko się poprawiło.

Toniku używam raz dziennie, po demakijażu i uważam, że bardzo dobrze radzi sobie z usuwaniem resztek makijażu, maseczki czy brudu - doskonale to widać na waciku. Błyskawicznie się wchłania, nie powoduje ściągnięcia skóry i nie tworzy żadnej nieprzyjemnej warstwy na twarzy, więc praktycznie od razu mogę wklepywać krem na noc. Trudno mi odnieść się do nawilżania, bo od początku (czyli od listopada) używam razem z nim dobrego kremu nawilżającego, więc ciężko to oddzielić. Tak czy inaczej, moja skóra po problemach z przesuszeniem z okazji rozpoczęcia sezonu grzewczego bardzo szybko się unormowała stąd wniosek, że i tonik i krem bardzo dobrze spełniają swoje obietnice.

Jedynym i największym minusem tego produktu jest cena - 36 zł w promocji za 200 ml toniku to niestety nie dla mnie. Przy moim stosowaniu tonik wystarczy na prawie 3 miesiące, więc niby nie jest tak źle, bo wychodzi 12 zł na miesiąc, ale dochodzi tu wysyłka (minimum 12 zł) i koszt wzrasta.
Zatem poszukiwania toniku idealnego trwają nadal... Chyba, że jest możliwość dorwania go w jakimś sklepie stacjonarnym? Może coś wiecie?


Znacie firmę Nantes? Stosowałyście już coś?



Dziękuję firmie Nantes za profesjonalną prezentację produktów przeprowadzona przez bardzo miłego Pana ;) oraz prezent w postaci tegoż toniku - fakt otrzymania go za darmo nie wpłynął na moją ocenę.

sobota, 5 stycznia 2013

Rocznicowo

Tak, tak - dokładnie rok temu opublikowałam pierwszego posta :) Ależ to szybko zleciało!

Z tej okazji częstujcie się torcikiem, proszę bardzo ;)



źródło



W tym czasie dorobiłam się 61 obserwatorów i 9970 wyświetleń bloga - dużo/mało, ja się cieszę i dziękuję Wam za to, że jesteście :*
Niby piszę dla siebie, ale to miłe, że znalazło Was się aż tyle do czytania i komentowania :) To motywuje i daje siłę na jeszcze! 


D Z I Ę K U J Ę !!!


I do napisania! :)

środa, 2 stycznia 2013

Denko - grudzień

Zapraszam na ostatnie denko 2012 roku. Rzutem na taśmę, w Sylwestra, opróżniłam jeszcze 3 opakowania, więc nie udało mi się zamknąć tego tematu w poprzednim roku ;)



Opakowania pełnowymiarowe:




1. Avon, żel pod prysznic Blissful - kupuję je regularnie, zmieniam tylko zapach.

2. Avon, intensywnie odświeżający płyn do higieny intymnej - bardzo świeży i ciekawy zapach, konsystencja trochę rzadsza, ale nie spływająca z dłoni. Raczej już nie kupię. Opakowanie zostawiam.

3. Avon, szampon dodający objętości włosom cienkim i delikatnym Malina i Hibiskus - skusił mnie zapach, wielkiej objętości nie zauważyłam, ale dobrze oczyszczał i odświeżał. Może kupię.

4. Avon, preparat do demakijażu oczu z odżywką - stały bywalec, zrobiłam już zapas w katalogu 1/2013, bo jest w świetnej cenie. Teraz używam go na zmianę z nowym micelem BeBeauty z Biedronki. Kupię ponownie.

5. Oriflame, prasowany puder Studio Artistrecenzja. Lustereczko zostawiam do torebki :)

6. Avon, intensywne serum antycellulitowe z wyciągiem z karamboli - cellulit mam, ale nie przeszkadza mi on na tyle, abym miała stosować regularnie tego typu kosmetyki, więc w tym roku pokończę to, co mam i więcej nie będę w nie inwestować. To serum miało dziwny, trawiasty zapach i po użyciu ciało się trochę lepiło - lekkie wygładzenie było widać i czuć dopiero drugiego dnia jak prześcieradło/piżama wchłonęły tę lepkość...

7. Avon, krem do rąk i paznokci z gliceryną i witaminą E - tu w wersji limitowanej z tamtego roku bodajże. Bardzo lubię gęstą konsystencję, świeży zapach i działanie tego kremu, więc kupuję go regularnie.

8. Barwa, krem pielęgnacyjny do rąk i paznokci z ekstraktem z kokosu - fajny zapach, ale z rzadką konsystencją i kiepskim działaniem krem nie trafił chyba na dobrą porę roku. Może w lecie spisałby się lepiej, bo w okresie jesienno-zimowym za słabo nawilżał moje przesuszone dłonie. Nie kupię.

9. Avon, nawilżający preparat do demakijażu, żel, tonik 3 w 1 Brzoskwinia i Kwiat bawełny - zapach bardzo oryginalny, oczyszczanie takie sobie (musiałam robić poprawki jak miałam mocniejszy makijaż), ale opakowanie tragiczne(!!!) zaczynając od bardzo niepraktycznego odkręcania i na otworze o średnicy włosa kończąc! Nie wiem kto to wymyślił? Na początku można było sobie z tym poradzić mocno naciskając tubkę, ale jeszcze przed połową musiałam ją rozciąć i wycisnąć wszystko do innego dozownika, bo brakowało mi nerwów. Karny *** dla twórcy!!! Nie kupię!

10. Avon, głęboko nawilżający krem do stóp - wersja limitowana sprzed dwóch lat chyba. Bardzo świeży zapach, lekkie chłodzenie (dlatego tyle u mnie przeleżał, bo dodatkowe chłodzenie stóp zimą u mnie nie przejdzie), ale nawilżanie słabiutkie.

11. Oriflame, krem matujący Pure Skin Shine Control - kupuję go tylko ze względu na zapach, bo czuję tu przepiękne fiołki ♥ Matuje raczej na krótko a pod koniec tego opakowania jakoś mi zgęstniał i ciężko rozprowadzał się na twarzy, bo wcześniej było ok. Nie wiem czy te fiołki jeszcze mnie skuszą

12. Eucerin, matujący krem nawilżający - ten na dzień bardziej przypadł mi do gustu, ale jeśli chodzi o matowienie to wersja nocna lepiej sobie z tym radziła. Nawilżał dobrze, ale nie umiał sobie poradzić z niedoskonałościami powstałymi po używaniu kremu na noc. Nie kupię.




Próbki:




- Iwostin, trójsferyczny żel peelingujący do mycia twarzy - bardzo mi się spodobał, ale jedna próbka to trochę mało, żeby poznać produkt; może kiedyś skuszę się  na pełnowymiarowe opakowanie

- Avon, serum naprawcze Reversalist - cudowne, wspaniałe serum!!! Teraz używam go tylko z próbek, bo nie widzę sensu w płaceniu takiej kasy za dziwaczne opakowanie, które utrudnia całkowite zużycie produktu.

- Dla kosmetyki, Dar piękna - niezwykle pojemna saszetka, opakowanie wystarczyło mi na 5-6 użyć! Delikatny krem o bardzo dziwnym zapachu (jarzębiny?). Taki sobie kremik.




Suplement:




- Bratek Plus - jestem w trakcie, recenzja niebawem.




I moje wyrzutki:




- Eucerin, aktywny krem na noc - zostało go jeszcze trochę, ale minął rok od pierwszego użycia (powiem Wam, że nie trzymam się tego tak rygorystycznie, zdarza mi się zużyć krem parę dni po tym okresie, ale w tym przypadku krem od samego początku miał bardzo zły wpływ na stan mojej skóry :/). Odstawiłam go już raz w tamtym roku w lutym a teraz w grudniu, po 2 tyg. używania była powtórka - ogromne, bolące syfy i plamy po nich. Może to tylko oczyszczanie i później byłoby ok, ale ja nie mam zamiaru dalej robić krzywdy mojej twarzy, więc do kosza brzydalu!!!

- Avon, bezbarwny podkład/baza pod makijaż "Idealna gładkość" Magix - kiedyś używałam jej zamiast podkładu i na to kładłam tylko odrobinę pudru transparentnego (tak, to były piękne czasy...), potem zaczęłam testy różnych podkładów i zapomniałam o niej aż się przeterminowała :/ Dziwna, smalcowata konsystencja, osobliwy zapach, ale działanie więcej niż zadowalające - dobry produkt dla osób z cerą bezproblemową.




Znacie coś z moich opróżnień? Lubiłyście?