Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 marca 2016

Adidas, antyperspirant Climacool

Stosowanie antyperspirantów to chyba konieczność. Dla każdego. Zwłaszcza biorąc pod uwagę tempo dzisiejszego życia. Wybór w tej kategorii jest dość szeroki: kulki, kremy, sztyfty czy spray'e. Antyperspirant Climacool to mój pierwszy spray, więc jeśli ciekawi Was czy polubiłam tę formę ochrony to zapraszam

Antyperspirant zapewnia 48-godzinną ochronę przed wilgocią, 
bakteriami i nieprzyjemnym zapachem, a także nieograniczoną świeżość,
 dzięki swojej unikalnej formule. 
Im więcej dajesz z siebie, tym lepiej działa!


Dezodorant otrzymałam w pudełku Inspired by... Ewa Chodakowska. Przyznam, że od początku miałam obawy, ale ciekawość zwyciężyła i postanowiłam je przełamać. Skoro topowa sportsmenka jest zadowolona to musi coś w tym być.

O opakowaniu nie ma się co rozpisywać - każdy wie jak wyglądają tego typu produktu. Spotkałam się (w teorii) z dezodorantami, które psikały talkiem i w sumie tego bałam się najbardziej. Tego czyli białych pach i śladów na ubraniach. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Spray psika zimnym powietrzem i uczucie chłodu zawsze przypomina mi chwilowe podrażnienie jakie może nastąpić w kontakcie podrażnionej depilacją skóry z alkoholem. Nieprzyjemne, ale przynajmniej krótkotrwałe. Nie ma znaczenia czy używam na skórę zaraz po depilacji czy już taką, która odetchnęła - czuję to za każdym razem.
Pachy szybko wysychają, więc nie trzeba wstrzymywać się z nakładaniem ubrania. Spray nie zostawia ani mokrych ani białych śladów, ale gorzej z obiecywaną 48-godzinną ochroną przed wilgocią... Daleko mi do prowadzenia sportowego trybu życia, aż tak aktywna nie jestem, więc tym bardziej dziwię się, że tak słabo wypada ten produkt w zderzeniu z aktywnością na co dzień. W sumie nie siedzę też bezczynnie za biurkiem, moja codzienna ruchliwość to szybkie dojście do pracy z przystanku no i tam zaczyna się maraton. Parę godzin z dziećmi (ruszam się dość intensywnie), następnie chwila przerwy, w której czasem załatwiam szybko pilne sprawy i muszę dojść do drugiej placówki, kolejne zajęcia z dziećmi, chwila na dojście do ostatniego budynku i finisz z dziećmi. Ostatnio też nie ubieram się zbyt grubo, bo wtedy, choć cieplej, to łatwiej o spocenie się. No i przy takim trybie kilka razy dziennie czuję niestety mokre pachy...
Plus jest taki, że to tylko wilgoć, bez nieprzyjemnego zapachu (tu obietnice spełnione!) i staram się już tak ubierać, aby jak najmniej było to widać. Niestety, ale ten problem sprawił, że muszę zapomnieć o dopasowanych koszulach i obcisłych bluzkach, ostatnio noszę się głównie w ciuchach typu oversize i tak jest dobrze. Jednak po całym dniu ubrania, choć wiem, ze były mokre, pachną bardzo ładnie a nie potem jak to bywało wcześniej. Nie ma też na nich żadnych brzydkich śladów.
Na koniec jeszcze parę słów o samej formie produktu, bo muszę przyznać, ze nie przekonała mnie do siebie. Myślę, że gdyby jeszcze ochrona była tak skuteczna jak obiecuje producent to mogłabym zacisnąć zęby i stać się jego fanką, ale skoro i tak pozostaje problem wilgoci to wolę już wrócić do równie nieskutecznych, ale przynajmniej przyjemniejszych w użyciu dezodorantów w kulce.


Jestem ciekawa czy ta wilgoć to jedynie wina produktu czy może jednak problem z potliwością jest nieco poważniejszy niż sądziłam do tej pory? Jak u Was spisał się ten spray? A może polecicie coś naprawdę skutecznego? (tylko nie Bloker)

poniedziałek, 21 marca 2016

Tołpa: Dermo Face PHYSIO - płyn micelarny do mycia twarzy i oczu

Ale fajnie! Jeszcze tylko 2 dni do pracy i wolne :D Ale ja nie o tym.
Do firmy Tołpa przekonałam się niemal od razu jak tylko zaczęłam używać ich kosmetyków. Najpierw poznałam serię Physio, potem była Strefa T i Sebio - z każdej byłam zadowolona. Dziś napiszę o płynie micelarnym Physio, bo zauważyłam coś niepokojącego, ale po kolei...


Ostatni raz używałam tego płynu dokładnie rok temu, wcześniej zdenkowałam parę butelek, więc opinię o nim miałam wyrobioną i bez obaw kliknęłam dużą butlę niedawno w zamówieniu. Przez miniony rok najczęściej używanymi firmami w kategorii płynów micelarnych były Garnier i Sylveco, więc może zdążyłam już nieco odzwyczaić twarz od Tołpy. Bo tym razem problemy zaczęły się już od samego początku. 
Pierwsze co zauważyłam to sama długość zmywania oczu (bo tylko do tego używałam płynu). Może w rok zapomniałam ile to trwało poprzednio, ale teraz nie dość, że dłużej trzymałam wacik na powiekach to jeszcze musiałam nim pocierać, bo tusz i kredka nie były dokładnie usunięte.
Męczyło mnie również samo zmywanie, ponieważ czułam lekkie ciepło na powiekach. Nie było to pieczenie, ale do dawnego uczucia chłodzenia i orzeźwienia było bardzo daleko. 
Nie przejmowałam się tym jednak i początkowo nie połączyłam tego uczucia dyskomfortu z pogłębiającym się wysuszeniem powiek. Ciągle nie mogę wyrobić w sobie nawyku regularnego używania kremu pod oczy i na powieki, więc myślałam, że to przez zaniedbanie w tej kwestii baza pod cienie na powiekach wygląda brzydko i nieestetycznie. Odstawiłam więc bazę wracając do kredek, które nie odbijają się na powiece bez wspomagaczy i postanawiając sobie zadbać o nawilżenie tych okolic. 
Najgorszym co mnie spotkało parę dni temu była reakcja alergiczna, silne zaczerwienienie i pieczenie policzków, które połączyłam z żelem rumiankowym Sylveco - stosuje go tylko rano, jedną pompkę, ale widocznie to zbyt często. Gdy już ogarnęłam twarz i chciałam przejść do makijażu, okazało się, że na prawej powiece mam coś w rodzaju różowej skorupy, jak po oparzeniu. Zbliżenie na oczy i okazało się, że powieki wyglądają okropnie, są niemal spalone! Od kilku dni silnie nawilżam okolice oczu żelem Floslek i sytuacja się powoli poprawia, ale nadal czuję te przesuszone fragmenty skóry.

Być może to nie tylko wina płynu Tołpa, może i żel Sylveco coś od siebie dołożył (choć omijałam okolice oczu), ale tym razem czuję się bardzo zawiedziona produktem, który lubiłam i któremu po raz kolejny zaufałam. Momentami to nawet ciężko mi w to uwierzyć, bo płyn łagodzi podrażnienia, jest przyjazny dla wrażliwej skóry oczu itd., byłam z niego bardzo zadowolona a tu taka nieprzyjemność. Nie wiem czy zmieniło się coś w składzie produktu, czy faktycznie przyzwyczaiłam się do Garniera i lipowego Sylveco, ale nie mam pojęcia jak skończę tą dużą butelkę. To, co kiedyś było dla mnie zaletą, nagle okazało się problemem...


Wiecie może o zmianie składu tego płynu? Spotkało Was coś podobnego z produktem, który lubiłyście i nagle Was zawiódł?

piątek, 11 marca 2016

Prezenty ode mnie dla mnie czyli marcowy ChillBox i drobiazgi Skin79

Zawsze lubiłam marzec. Przez swoje urodziny, zbliżającą się wiosnę, raz na jakiś czas Święta Wielkanocne (a co za tym idzie przerwę świąteczną) i Dzień Kobiet. To ostatnie święto jakoś mnie mocno nie kręci (choć miło usłyszeć ciepłe słowa od płci przeciwnej), ale każda okazja jest dobra, żeby sprawić sobie przyjemność. A kto wie lepiej czego mi potrzeba niż ja sama?!
Tym oto, jakże enigmatycznym wstępem, chciałabym zaprosić Was do obejrzenia prezentów, które  sobie sprawiłam w ostatnich dniach. Marzec to mój miesiąc, więc niewykluczone, że kupię sobie coś jeszcze ;).


 Pierwszy prezent to zamówienie ze sklepu Skin79. Cena zestawu mini BB została obniżona na tyle, że mnie przekonała. Dodatkowo wybrałam sobie maskę Angry Cat (grr!) a te 4 próbki dostałam gratis. Zamówienie zmobilizowało mnie do zużycia próbek, które otrzymałam na sierpniowym spotkaniu blogerek. Co prawda z zakupionego zestawu miałam tylko próbkę pomarańczowego BB, ale kolor i efekt spodobały mi się na tyle, że to od niego rozpoczęłam używanie. Wersja zielona (Triple Function Green), choć najbliższa moim pragnieniom, jest dla mnie za jasna a fioletowa (Purple) nieco za ciemna. Próbki Bronze nawet nie otwieram, bo widziałam w sieci kolor! (jeśli ta wersja jest dla Was ok to proszę o kontakt mailowy - mam 2 próbki a szkoda, żeby się zmarnowały).


Następnym krokiem był marcowy ChillBox. Od dawna obserwuję te pudełka i rzutem na taśmę niemal udało mi się capnąć sztukę, choć spóźniłam się już na 10%-ową obniżkę. Zapowiedzi dziewczyn były wyjątkowo kuszące a oto co znalazło się w środku


 

1. Książka "Mała opiekunka mamusi" Casey Watson - nie jest to gatunek, w którym się zaczytuję, ale poczytamy, zobaczymy.

2. Figowa maska do włosów, Organic Shop - nie znam firmy, więc z chęcią zobaczę. Masek nigdy dość.

3. Eliksir do ciała Melon z ogórkiem, Mokosh - zapach jak najbardziej zachęcający. Jak dotąd, znam tylko ichnią białą glinkę.

4. Szablony i przyprawa do kawy - jestem zdecydowanie kawoholiczką i z przyjemnością wypróbuję te gadżety. Szablony są dla mnie nowością, zwykle nie piję kawy z pianką, bo zwyczajnie nie mam spieniacza, ale jest on na mojej wishliście. A przyprawa jest niezwykle aromatyczna! Pachnie nią całe pudełko. Wiem, że dobrze mi posłuży, bo polubiłam taką kawę a zwłaszcza zaciekawiła mnie obietnica, że wzmacnia działanie pobudzające kawy

5. Zestaw Golden Snail, Skin79 - nie znam, ale jestem zaintrygowana. Dodatkowo próbka pomarańczowego BB i pianki oczyszczającej do zmywania BB. 


I ostatni prezent, z którego jestem niezwykle zadowolona to bilet na koncert Organka. Spóźniłam się z jego zakupem, bo bilety bardzo szybko się wyprzedały. W dniu, kiedy miał być koncert myślami tam byłam a nazajutrz, po przejrzeniu sieci okazało się, że koncert został przełożony na kwiecień! Tym samym kilka osób zrezygnowało i bilety się zwolniły :) Oby tym razem nic nie stanęło Organkowi na przeszkodzie!


A Wy lubicie sprawiać sobie takie małe prezenty?

poniedziałek, 7 marca 2016

Lutowe zakupy + wyniki rozdania

Przez większość miesiąca oszczędzałam. Nie to, że specjalnie, ale jakoś niczego nie potrzebowałam. Koniec miesiąca nie był jednak łaskawy dla mojego portfela, ale tłumaczę sobie to prezentem z okazji Dnia Kobiet i urodzin dla siebie samej ;). Te zakupy pokażę Wam jednak dopiero za miesiąc a teraz małe drobiazgi z lutego


A) Rossmann i otwarcie sklepu po remoncie
 to same gratisy do zakupów

 zmywacz, odżywka, chusteczki do czyszczenia butów i tampony - wszystko w super promocji
odżywka do włosów to też gratis

B) Sylveco i dermokonsultacje (niestety, nadal nie w moim mieście)
 rumiankowy żel, tonik hibiskusowy, płyn micelarny i peeling do ciała Vianek jako gratis
chciejlista ciągle ewoluowała, miało być więcej Vianka, ale i tak jest bardzo dobrze

C) SH
 pierwszy raz skusiłam się na lakiery - te Rimmel są przecudnej urody, 
choć różowy jest niemal na wykończeniu i przez to bardzo gęsty
do tego wosk YC za 0,5 zł

D) Avon
 zmywacz + lakier Very Berry w super promo
maseczka oczyszczająca


bluza pasiak i spodnie dresowe


E) Biedronka
maseczka, zmywacz w formie chusteczki i płatków (teraz są jeszcze tańsze!)


No i tyle! Myślałam, żeby wrzucić jeszcze te zakupy z końca miesiąca skoro kasa zeszła w lutym, ale paczki doszły dopiero w marcu, więc już sobie poczekają cierpliwie na swoje 5 minut.

Co myślicie? Wpadło Wam coś w oko?


* * * 

Oto wyniki rozdania

Po czasochłonnym liczeniu i zapisywaniu, Synio pomógł mi wybrać jeden szczęśliwy numerek i jest to nr 15 
czyli 

Magdalena B

Gratuluję i czekam na adres do wysyłki!

niedziela, 6 marca 2016

Denko - luty

Bez zbędnych tłumaczeń przechodzę do lutowego denka. Wyniki rozdania pojawią się lada moment, jak tylko wszystko podliczę.


1. Garnier, płyn micelarny 3 w 1 - kolejna butelka. Bardzo lubię ten płyn i często go kupuję jak tylko jest w dobrej promocji. Doskonale rodzi sobie z demakijażem i jest bardzo wydajny.
Teraz: płyn Physio, Tołpa
2. Pharmaceris, pianka głęboko oczyszczająca - długo była na mojej liście i w końcu ją kupiłam. Byłam z niej bardzo zadowolona i z pewnością jeszcze nie raz pojawi się w mojej łazience. Polecam.
Teraz: pianka Himalaya
3. Biolaven, żel myjący do twarzy - recenzja tutaj. Bardzo przyjemny żel oczyszczający, pewnie jeszcze wrócę.
Teraz: żel rumiankowy Sylveco

4. Dove, żel pod prysznic - mój pierwszy żel Dove, chyba z Shinyboxa, i raczej ostatni. Nie polubiłam tej bardzo gęstej, kremowej konsystencji, bo przeważnie biorę szybki prysznic a zmywanie tego żelu trwało bardzo długo, właśnie przez jego gęstość. Skóra była faktycznie odżywiona i jakby nawilżona.
Teraz: kremowy żel Avon
5. Yves Rocher, żel pod prysznic Karambola - takie żele lubię! Przyjemnie pachnący i gęsty, ale nie za bardzo. Dobrze się pienił, łatwo i szybko zmywał z ciała - całkowite przeciwieństwo żelu Dove. Z chęcią wrócę do niego lub poznam inne wersje zapachowe.
Teraz: żel melonowy Mariza

Bingo Spa:
6. mleczna kąpieli - sypki proszek, który sprawiał, że woda zyskiwała mleczną barwę, więc można było się poczuć jak Kleopatra ;). Zapach był delikatny, skóra po kąpieli miękka i nawilżona.
7. sól do kąpieli - ładnie pachniała, barwiła wodę na pomarańczowo. Przyjemna sól.
8. kawior do kąpieli - najsłabszy produkt z tych trzech. Te drobne kulki jedynie barwiły wodę (i wannę!), zapach był ledwo wyczuwalny a właściwości pielęgnacyjnych nie zauważyłam.
Teraz: różne sole Bingo Spa

9. Avon, płyn do higieny intymnej Active - drugie opakowanie, więc jak widać polubiłam ten żel. Wrócę, ale teraz robię sobie przerwę.
Teraz: żel Soraya
10. Bania Agafii, biała glinka myjąca do kąpieli - recenzja tutaj. Mam kolejne opakowanie i raczej nie ostatnie, bo spodobała mi się taka forma produktu oczyszczającego.
Teraz: to samo
11. Avon, dwufazowy balsam do ciała Owoce leśne i masło shea - zapach przecudowny, pięknie widać te dwie kolorowe fazy, łatwo się wchłania i dostatecznie nawilża, tak w sam raz na co dzień, ale ma jedną poważną wadę: zawiera w sobie błyszczące drobinki... Zapach jest bardzo zimowy jak dla mnie, więc nie umiałam się przekonać do używania tego balsamu latem a zimą niestety nie nadawał się pod ubranie, bo zwyczajnie je brudzi. Wielka szkoda, bo jestem zauroczona zapachem.
Teraz: drugi balsam z tej serii, Rozgrzewające przyprawy i wanilia

12. Manhattan, puder - dobry puder, który kontrolował makijaż a przy tym nie zapychał. Do tego był dość tani, więc może wrócę kiedyś.
Teraz: puder średniokryjący e-naturalne
13. Eveline, tusz do rzęs Wonder Show Volume - generalnie nie trzeba mi dużo od tuszu, abym była zadowolona, ale ten spisywał się nad wyraz dobrze! Bardzo wygodna szczoteczka, tusz nie był zbyt mokry, więc łatwo malowało nim się nawet w pośpiechu. Nie osypywał się, bardzo ładnie podkreślał rzęsy i łatwo zmywał. Chętnie wrócę.
Teraz: mini tusz Isadora
14. Isadora, tusz do rzęs - taki mini tusz, w sam raz do noszenia w torebce w razie W. Mało go używałam, bo Eveline wygrywał a ten po czasie zrobił się gęsty i mało przyjemny w użytkowaniu.
Teraz: jw
15. Avon, baza pod makijaż - recenzja tutaj. Świetny produkt i używam już kolejnego opakowania.
Teraz: to samo


16. Vichy, krem do twarzy Idealia - postanowiłam pozbywać się próbek i innych drobiazgów w kosmetyczce, bo robią mi bałagan na półce. Krem nie był zły, ładnie nawilżał, dobrze sprawował się jako baza pod makijaż, nie zapchał. Nie zachwycił mnie jednak na tyle, abym miała się skusić na pełnowymiarowe opakowanie.
Teraz: krem matujący Soraya
17. Avon, woda perfumowana Ultra Sexy - od jakiegoś czasu to mój ulubiony zapach z Avonu ♥ Zmysłowy, słodki, elegancki! Wrócę, jak tylko opróżnię kilka innych flaszeczek.
Teraz: woda Si i inne (w zależności od nastroju)
18. She Foot, serum ultra nawilżające - dla mnie to był normalny krem nawilżający. Bardzo dobry swoją drogą, ale denerwował mnie ten aplikator, który niby miał ułatwiać używanie. Ja krem i tak wcieram dłonią, więc takie opakowanie było dla mnie wyjątkowo zbędnym udziwnieniem.
Teraz: krem nawilżający z komórkami macierzystymi She Foot


Próbki
Tso Moriri - peelingi Kwiat wiśni i Kawior i granat pogłębiły tylko moją miłość do peelingów tej firmy. Ubóstwiam je i uważam, że są idealne i takie, jakie powinny być tego typu produkty. W tych dwóch nie było drobinek owoców a zapachy jak zwykle bardzo przyjemne. Z kolei masło Bambus i pomelo i mus Kwiat wiśni to nie do końca moja bajka. Nie lubię tej tłustości oraz tego, że trzeba bardzo uważać, aby nie przesadzić, ale skuteczności w długotrwałym nawilżaniu nie można im odmówić. Gdybym miała wybrać to skusiłabym się ponownie na mus.

Tu zapodziała się pełnowymiarowa oczyszczająca maska-scrub do twarzy Fitocosmetic. Rozprowadzałam ją z wodą różaną i bardzo ładnie oczyszczała twarz, nie potęgując podrażnień, mimo, że podczas zmywania dość mocno czuć było łupinki orzeszków cedrowych (wiem, że to one z etykiety ;)). Mam jeszcze sporo glinek w zapasach, ale nie wykluczam, że jeszcze do niej wrócę.

Bardzo pozytywne wrażenie zrobiły na mnie próbki kremów do rąk SPN Nails (nieziemskie zapachy i bardzo dobre działanie) i kremu na noc Anew Reversalist (konsystencja i efekt na twarzy bardzo podobny do lubianego przeze mnie serum z tej linii). Odżywczy krem do stóp She Foot był ok, podobnie jak matujący krem Tołpa, a nagietkowy krem Sylveco znów mnie zaskoczył, tym razem konsystencją serwatki... Termin ok, więc nie wiem co się zadziało. Kremy Ava Laboratorium i ten beżowy Anew przeszły bez echa.

Przeterminowane



UFF! Jak zwykle trwało to dłużej niż myślałam...
Jak u Was z denkiem w ubiegłym miesiącu?