Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 lutego 2014

Miłości z tego nie będzie czyli o 5 booblach

Dziś będę się pastwić nad kosmetykami, które bardzo nie przypadły mi do gustu. Zwykle mam tak, że nawet z opornymi sztukami jakoś sobie radzę i wykorzystuję je (nawet niezgodnie z przeznaczeniem), choć z niechęcią. Nie wiem jak będzie z tymi, ale poznajcie oto 5 najgorszych kosmetyków ostatniego czasu


Nie będę się zbytnio rozpisywać na ich temat, ale coś wspomnieć trzeba.


1. Safira, oczyszczający krem do twarzy - ogromne (300 ml) opakowanie, które chyba nigdy nie sięgnie dna... Polecany dla cery tłustej i mieszanej, ale ja jakoś nie odkryłam jeszcze jego zalet a szkoda, bo ponoć ma zapobiegać powstawaniu zaskórników i łagodzić objawy trądziku. Gdyby taka kremowa forma oczyszczania twarzy tak mnie nie wkurzała to może miałabym okazje poużywać go dłużej i się przekonać. Wkurza mnie też to, że niby miał dokładnie zmywać makijaż a tylko się po nim prześlizgnął...


 2. Vintage Body Oil, orzechowo-cukrowy peeling do ciała - opakowanie bardzo zachęcające i to w zasadzie tyle... Oj sorry! Jest jeszcze piękny zapach :)
Peeling strasznie zalepia całe ciało taką tłustą warstwą, która niestety nie jest przyjemna. Nie ma mowy o goleniu nóg po jego użyciu. Niby nie trzeba (bo nawet nie ma jak) użyć po nim balsamu, ale takie zalepienie to naprawdę okropne uczucie - jakoś nigdy wcześniej nie demonizowałam parafiny, ale jeśli mam porównanie do świetnego peelingu bez jej obecności to widać, że jednak można. Gdyby nie to, że przemiaszałam go dokładnie paluchem to oddałabym go komuś, ale kto chciałby mieć coś takiego...


 3. Artiste, szampon do włosów suchych i zniszczonych - kupiłam za 3,49 zł i dostałam 100 pkt Payback, ale szampon służy mi do mycia pędzla i szczotki do włosów. Opakowanie wygląda ładnie, bo lubię połączenie tych kolorów, ale w środku nie kryje się nic ciekawego - włosy po nim były stępione i skołtunione.


 4. Lady Speed Stick, sztyft - żelowy, więc wyobraźcie sobie jakie było moje zdziwienie gdy zauważyłam, że nie tylko bieli mi pachy, ale na ubraniach robi takie plamy, że ciężko to sprać. Wydawało mi się, że nie mam problemu z nadmierną potliwością, ale ten kosmetyk to zweryfikował - albo faktycznie mam z tym większy problem niż myślałam albo on po prostu nie umie zapewnić nawet minimlanej ochrony. A przecież do lata jeszcze tak daleko :? 
Poszukiwania skutecznej ochrony trwają nadal...


5. Aflofarm, pasta cynkowa - poszukiwania idealnego wysuszacza syfów też trwają nadal... Dużo się po niej spodziewałam a rozczarowała mnie na całej linii. Po słowie pasta w nazwie spodziewałam się przede wszystkim albo innej formy albo innego zachowania na twarzy - takiego zasychania na twardo jak pasta do zębów. Tu nic nie zasycha, nawet lekko, więc pościel po nocy jest nieźle upstrzona białymi plamami... W kwestii szybszego gojenia się zmian na twarzy niestety nie zauważyłam poprawy :/. Wielka szkoda.


Znacie coś z tych produktów? A może u Was spisały się lepiej i byłyście zadowolone? Jestem bardzo ciekawa

niedziela, 23 lutego 2014

Paese, mineralny podkład matujący

Kilka godzin temu odebrałam swój wymarzony i długo wyczekiwany puder bambusowy z Biochemii Urody :D Zanim jednak będę miała okazję go poużywać i ocenić, zajmę się innym produktem z kategorii kosmetyków kolorowych. Dziś na blogu pierwszy raz z firmą Paese [czyt:paeze] i w roli głównej wystąpi 


mineralny podkład matujący 




na bazie naturalnych glinek z basenu Morza Śródziemnego
Detox Effect
Jasny beż
02

Na spotkaniach blogerskich firma Paese często raczy nas upominkami i właśnie na jednym takim wpadł mi w ręce ich katalog z pełną ofertą produktową. Niektóre zaciekawiły mnie do tego stopnia, że zaczęłam się konkretnie rozglądać i szczęśliwie udało mi się trafić na jeden z nich robiąc wspólne zakupy z dziewczynami z wizażu. Postanowiłam zacząć rozsądnie, od jednej rzeczy i coś czuję, że na tym się nie skończy ;)



Od producenta:


6 odcieni=6 efektów
1. porcelanowy, antistress effect
2. jasny beż, detox effect
3. beżowy, relax effect
4. naturalny, oxy effect
5. złoty beż, anti-aging effect
6. opalony, lifting effect



Tak wygląda mój odcień 02 na stronie sklepu (tam też możecie obejrzeć sobie resztę)
źródło
a tak u mnie





Opakowanie jakie jest - każdy widzi, standard dla sypańców. Nie będę się na ten temat rozpisywać. Wspomnę tylko, że to sitko jest dość ciasno założone, więc cieżko je zdjąć przy końcu produktu a trzeba to robić bardzo delikatnie, bo puder może nam się wysypać.

Wydajność - przy używaniu raz dziennie rano wystarczył mi na ok. 1,5-2 miesiące. Nie noszę sypkich pudrów w torebce, więc nie używałam go w ciągu dnia do poprawek.


Działanie
Wybrałam odcień 2, bo potrzebuję oczyszczania a tu pasujący mi odcień fajnie dopasował się do pożądanego efektu. Pierwsze 2 razy użyłam go samodzielnie, jako podkład i tu nie bardzo sie spisał - albo to wina moich umiejętności nakładania, albo pędzla, albo po prostu stopnia zanieczyszczenia twarzy. O ile w domu wydawało się być ok, to przy lepszym świetle zobaczyłam, że krycie jest żadne (a to na tym mi aktualnie bardzo zależy), ale matowienie faktycznie imponujące. Co więcej, po dwóch takich dniach zauważyłam, że syfki mi się szybciej podgoiły/podeschły i mogłam pozbyć się strupów/suchych skórek.
Po tych pierwszych eksperymentach zaczęłam go używać jako pudru wykańczającego i tu z matowieniem radził sobie równie dobrze, ale gojenie się zmian nie było już tak spektakularne - czyli coś za coś... Jako puder nie podkreślał już tak suchych skórek, ale to pewnie zależało też od podkładu. Nie zbierał się też w zmarszczkach i twarz wyglądała bardzo naturalnie. Ważne, że przy regularnym stosowaniu nie zauważyłam zapychania (właśnie tego się zwykle najbardziej boję) a twarz, w połączeniu z tołpową pielęgnacją, zaczęła się powoli poprawiać.



Dostępność/cena:

w sklepie internetowym firmy kosztuje 32,90 zł/8 g
(o wiele taniej można go dorwać na Allegro - ja zapłaciłam ok. 10 zł + grosze za dostawę)

Skład:



Reasumując, jest to produkt godny polecenia. Z dostępnych 6 odcieni każdy powinien wybrać coś dla siebie. Ja z pewnością skuszę się jeszcze na ten sam numer, może kiedyś wybiorę też odcień 3 czyli Relax Effect.



Znacie kosmetyki Paese do makijażu? Chodzi mi głównie o pudry i podkłady, no ewentualnie kolorowe kredki do kresek ;) Co o nich sądzicie?

wtorek, 18 lutego 2014

Spieniona z Avonem

Jak może zauważyłyście, często piszę za jednym zamachem o wielu podobnych rzeczach. Nie lubię się rozdrabniać na kilka postów o czymś, co ma jakąś wspólną cechę (czy to markę czy przeznaczenie), bo biorąc pod uwagę moją systematyczność - mogą wyjść z tego różne kwiatki... Często w jeden post łączę rzeczy z tej samej kategorii i dziś będzie tak samo - temat przewodni to pianki, choć każda przeznaczona jest do innej części ciała ;)



Oczyszczająca pianka do mycia twarzy przeciw wypryskom
delikatna pianka do higieny intymnej o zapachu kwiatowym



Od producenta:

Clearskin
Simply Delicate


Opakowania są identycznej pojemności - 150 ml, różnią się tylko szatą graficzną i kolorem wieczek oraz dozownika. Zasada działania jest ta sama - naciskamy i z wody robi się pianka. W obu produktach pompka ani razu mi się nie zacięła i trzeba wiedzieć, że mniej więcej pierwszych 5 psiknięć jest pustych.



Tu zobaczcie różnice w gęstości obu pianek - po lewej Clearskin, po prawej Simply Delicate (pierwsza jest gęstsza, bo ma więcej mniejszych bąbelków). Zdjęcia robione jedno po drugim, więc na ostatnim możecie zobaczyć, że ta druga bardzo szybko się topi w kontakcie ze skórą i powietrzem:






Zajmijmy sie teraz każdą z osobna, więc najpierw oczyszczająca pianka do twarzy Clearskin.
Cena: ok. 12 zł (w promocji)
Piankowe oczyszczanie zdążyłam polubić już dawno temu a to za sprawą także avonowej pianki, tyle, że Solutions. Nie pamiętam ile opakowań już zużyłam, ale wracam do niej stale i dzięki niej bardzo polubiłam ten sposób oczyszczania twarzy.
W walce o dobrze oczyszczoną buźkę postanowiłam sięgnąć po produkt zawierający 2% kwasu salicylowego i przeznaczony do cery trądzikowej.
Bardzo podoba mi się gęstość tej pianki, bo dzięki temu, że jest bardzo zbita to 3 psiknięcia z powodzeniem wystarczają na dokładne pokrycie twarzy i jej oczyszczenie. Podczas masowania bąbelki pękają, więc bez obaw - nie wyglądamy jak golący się facet ;). Trzeba uważać na oczy, bo nawet jeśli uda nam się uniknąć bezpośredniego kontaktu to kwasowe opary powodują łzawienie jeśli znajdą się zbyt blisko. Zapach również może być drażniący - pachnie jak większość produktów z serii Clearskin.
Samo oczyszczanie jest na całkiem dobrym poziomie, ale np. jeśli chodzi o demakijaż to ta z Solutions radziła sobie lepiej - trzeba jednak pamiętać, że żaden z tych produktów nie jest do tego stricte przeznaczony. Zauważyłam lekkie przesuszanie (bo w końcu kwas), więc stosuję ją raz dziennie, wieczorem - dzięki temu gojące się syfy faktycznie szybciej znikają, ale niestety nie przyspiesza dojrzewania innych ani nie eliminuje ich całkowicie... Szkoda, ale w takim razie szukam dalej :)


A teraz delikatna pianka Simply Delicate przeznaczona do higieny intymnej.
Cena: ok. 13 zł (w promocji)
Przyznam się, że do tej pory byłam tradycjonalistką i wybierałam żele.
Tak się złożyło, że za grosze mogłam wypróbować tej nowości, więc bez wahania skorzystałam.
Pianka pachnie tak jak któryś z żeli z tej linii - czuć kwiaty, ale nie jest to tak przyjemny zapach jakby się można było tego spodziewać. Samo działanie jest ok: produkt dobrze oczyszcza, nie podrażnia ani nie przesusza, choć dość szybko ubywa - używam 3 psiknięć na raz i zauważyłam, że kończy się dużo szybciej niż używana w tej samej ilości pianka Clearskin (może to przez tą gęstość). W kontakcie ze skórą zdarza jej się ześlizgnąć z ciała i spaść na dno wanny.
I jestem trochę w kropce, bo o ile pianka do twarzy powoduje u mnie uczucie dogłębnego oczyszczenia tak tu mam jakieś takie dziwne wątpliwości, które wynikają (chyba) jedynie z jej gęstości - gdyby ta pianka była tak gęsta i zbita jak ta opisywana wyżej to byłabym prędzej usatysfakcjonowana. No a poza tym (chyba) wolę formułę żelową. Tak czy inaczej, mam wielką ochotę sprobować jeszcze pianki Green Pharmacy a jak dalej będę czuła się z tym dziwnie to zostanę przy swoich ulubieńcach :)


Podoba Wam się taki piankowy sposób oczyszczania? Czy wolicie żelowe formuły?

środa, 12 lutego 2014

Biegiem po Tołpę!

Biegnę do Was czym prędzej, aby ogłosić wesołą nowinę ;) Kilkadziesiąt minut temu na blogu aSHy natknęłam się na wpis o aktualnych promocjach na stronie tołpy a w międzyczasie odkryłam, że i ja dostałam taką informację na maila.


Otóż od 10.02 do 24.02 dostawa tylko 5 zł (wszystkie opcje)



i rabat 20% na linię Spa




Ponadto, jest promocja, że przy zakupie kremu 40 ml - serum za 1 gr! Spieszcie się! :)



I standardowa oferta na 5 próbek za 5 gr



Dodatkowo:
* jeśli jeszcze nie wykorzystałyście kodu physioprezent to za 1 gr możecie zamówić płyn micelarny do mycia twarzy i oczu Dermo Face Physio 200 ml (27,99 zł), który ma naklejkę Bestseller, więc coś w tym musi być - miałam go i szczerze polecam! Sama zastanawiam się czy nie spróbować zamówić go jeszcze raz, tym razem na konto mamy ;)
* wpisując kod 23J7XK2D możecie za 1 gr otrzymać Odżywczy żel pod prysznic Botanic Czarna Róża (14,99 zł)
* zapisując się na newsletter nie ominie Was żadna promocja i otrzymacie rabat w wysokości 30 zł.


Pamiętajcie, że w jednym zamówieniu można wykorzystać tylko jeden wybrany przez siebie kod!!! 


Musicie to sobie dobrze przekalkulować ;)

A oto moje poczynione naprędce zamówienie:



No i jak tu się nie cieszyć z takiej oszczędności! :D

Miałam brać matujący krem korygujący, bo już mi się kończy, ale ostatecznie postanowiłam sprawdzić ten matujący - mam kilka próbek z poprzedniego zamówienia, więc je zużyję zanim przyjdzie nowy zakup. 

Firmę zdążyłam już polubić i sama często sprawdzałam aktualności a nawet dziś napisałam do sklepu w celu wyjaśnienia pewnej kwestii, bo miałam właśnie zamiar robić na dniach zamówienie :) A tu taka niespodzianka.


Lubicie Tołpę? Kusi Was taka oferta? 

poniedziałek, 10 lutego 2014

Paznokcie z lakierami Editt

Pamiętacie te 3 małe lakiery? Kupiłam je jeszcze w październiku i od dawna są już dogłębnie przetestowane, ale dopiero teraz pokażę ich piękno. Bądź nie-piękno...


Każdy daje inny efekt, każdy kosztował 1 zł i znajduje się w buteleczce, która szybko się skończy a można je dorwać w małych osiedlowych sklepikach typu wszystko po 4 zł. Dziś pokażę je Wam w kolejności od najlepszego do najsłabszego.

Tym naj, naj, naj jest lakier z efektem mrożonych paznokci. Efekt to w sumie nic odkrywczego, ale w połaczeniu z pięknym kolorem i bardzo dobrą trwałością w pełni zasługuje na pierwsze miejsce. Tylko spójrzcie




 






Na drugim miejscu znalazł się lakier z efektem matu. To trochę na wyrost powiedziane, bo do matu w dosłownym znaczeniu sporo mu brakuje. Ale tak samo - ma odcień, który jest piękny i razem z tym pół-matem efektownie prezentuje się na paznokciach. Niestety, ma dwa minusy... Dość słabą trwałość - jest to lakier z tych jednowyjściowych, już po paru godzinach od pomalowania lakier pomału odpryskuje i ściera się na końcówkach. Po drugie, im dalej od malowania tym mniej tego pół-matu widać na paznokciach i lakier stopniowo zaczyna nabierać błysku.









Na trzecim miejscu, choć w zasadzie powinien być poza podium, znalazł się lakier, który zmienia kolor. Ciężko mi to zauważyć i w zasadzie dopiero załapałam, że lakier jaśnieje w cieple a ciemnieje w zimnie... Zmiana odcienia jest bardzo subtelna, ledwie to widać przy małych różnicach temperatur, ale zauważyłam, że czasem jedną dłoń mam ciemniejszą a drugą jaśniejszą - nie wiem czy wynika to z grubości nałożonej warstwy czy jestem może cieplejsza/zimniejsza jednostronnie? ;) Nawet teraz na zdjęciach widać, że w buteleczce kolor jest jakoś podzielony - czy to rozwarstwienie czy bliżej dna jest cieplej i dlatego zzieleniał? Tak tak - bo w cieple lakier prezentuje się brzydko! Paznokcie wyglądają na zsiniałe, zzieleniałe. Chociaż jak przymkniemy oczy to zalatuje miętką ;) Odcień w zimnie jakoś bardziej mi się spodobał.
Lakier potrzebuje dwóch warstw dla ładnego efektu i krycia, ale dość długo schnie, więc przeważnie kończę na jednej a na drugi dzień i tak zmywam. Nie jest jakoś tragicznie trwały, nie odpryskuje, ale łatwo o wgniecenia i zadrapania nawet w kilkadziesiąt minut po pomalowaniu




 




Przepraszam, że aż tyle zdjęć, ale jak zwykle nie mogłam się zdecydować, na których lakiery prezentują się najładniej, więc same to oceńcie :)
Reasumując, nie żałuję zakupu, bo złotówka to nie majątek.

A Wam który kolor/efekt najbardziej się podoba?