Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 31 stycznia 2016

Kolorowe kreski - konturówka Avon i kredka Eveline

Nie używam cieni do powiek. Nie nauczyłam się nimi posługiwać, choć podoba mi się ładnie pomalowane oko i nie wykluczam, że kiedyś wezmę się za siebie i postaram się to nadrobić. Gołe powieki też mi do końca nie odpowiadają, więc makijaż ograniczam do kreski i tuszu. Od kiedy pamiętam była to czarna kreska, początkowo niestety także na linii wodnej... Pierwszym skokiem w bok była żelowa fioletowa kredka Super Shock (z Avonu) i praktycznie od tamtej chwili czarne kredki poszły w odstawkę. Teraz kreski mam fioletowe, turkusowe, szare lub granatowe a nawet zielone - wszystko tylko nie czerń! Jeśli chcecie zobaczyć jak to wygląda to zapraszam


Kredkę Eveline otrzymałam podczas sierpniowego spotkania blogerek, avonową zakupiłam sobie sama, po tym jak spodobała mi się szarość Etre Belle z Shinyboxa. Nie wiem czemu ta od Eveline jest nazwana kredką - kredka kojarzy mi się ze struganiem i wszystkie kredki, które miałam były drewniane lub drewnopodobne. Według mnie to konturówka, tak jak ta z Avonu, stąd postanowiłam napisać o nich w jednym poście.

Moim absolutnym hitem są avonowe kredki żelowe! (tak bardzo je lubię a jeszcze nie udało mi się o nich napisać :/) Są idealnie miękkie, gładko suną po powiekach, więc rysowanie kresek jest niezwykle łatwe. Niestety, ale opisywane dziś przeze mnie konturówki do miękkich nie należą. Avonowa jest nawet topornie twarda i narysowanie nią kreski bez bólu jest niemal niemożliwe - nie dość, że muszę mazać i mazać, żeby cokolwiek było widać to jeszcze dociskać a nie jest to przyjemne na tak delikatnej skórze powiek. Męczę się z nią jedynie dlatego, bo bardzo podoba mi się odcień i to jak cała twarz prezentuje się z taką kreską. Zresztą, same zobaczcie

Eveline - Dark Blue 
 


Avon - Storm
 


Jak widzicie, sama kreska nie jest idealna. Im bardziej chcę, żeby była cienka, tym wychodzi mi grubsza (pewnie to znacie), ale w przypadku takich kolorów nie jest to problemem wg mnie i jest jak wyjdzie. Nie zmywam i nie poprawiam, bo przeważnie nie mam nawet na to czasu (ostatnio tak się spieszyłam, że zapomniałam o tuszu do rzęs...)

Plusem avonowej jest to, że nawet bez bazy pod cienie (pisałam już kiedyś o niej tutaj) kreska nie odbija się na powiece, z Eveline zdarzyło mi się to kilka razy. Ma też nieco inny kształt i dzięki temu, można sobie dozować grubość kreski. Niestety, ale przez to, że jest tak twarda, złamałam ja już dwa razy. Z Eveline nie mam tego problemu.


Na zdjęciu nie udało mi się tego uchwycić, ale szara kredka ma w sobie maleńkie, iskrzące drobinki, których na powiece nie widać. A szkoda :/

Nie są to mocno napigmentowane kredki, więc nie ma problemu ze zmyciem ich z powiek - wystarczy przyłożyć wacik, delikatnie przetrzeć i po sprawie.

Cena:
obie kosztują ok. 10 zł (Avonowa tyle w dobrej promocji, ja ją kupiłam chyba za 12 zł)


Gdybym miała wybrać efekt to starcie wygrałaby kredka z Avonu, jednak kolor Eveline również mi się podoba a dodatkowo jest łatwiejsza/delikatniejsza w obsłudze.

A Wam który kolor bardziej się podoba?

środa, 27 stycznia 2016

Essence, kolekcja The Pastels i odcień Ice to Meet You

To chyba mój drugi w kolekcji lakier tej firmy, ale tak głupiego powodu zakupu to jeszcze nie miałam - coś sprawia, że moja płytka paznokcia nie jest biała. Nie wiem czy to wina odżywki wybielającej, biedronkowego zmywacza czy po prostu lakiery tak na nią działają, ale wygląda bardzo brzydko. Zwykle na tygodniu nie mam czasu na bawienie się w malowanie, często po prostu o tym zapominam i ostatnio zdarzyło się tak, że wieczorem, po zmyciu weekendowego koloru, nałożyłam tylko jedną warstwę odżywki Eveline a rano w pracy zobaczyłam masakrę na paznokciach. Ręce mam ciągle w użyciu i wydawało mi się, że każdy to widzi, więc w przerwie skoczyłam do Natury po ratunek. Chciałam coś taniego i delikatnego i tak oto trafiłam na bardzo fajny lakier


Nie śledzę nowości, które pojawiają się w drogeriach, ale ta kolekcja wygląda mi na dość świeżą i doskonale wpisuje się w aktualną porę roku i klimat. Po pierwsze sama nazwa - Ice to Meet You (bardzo mi się podoba), po drugie kolor - śnieżna biel z iskrzącymi drobinkami i po trzecie efekt - wg producenta to mat, wg mnie piękna, subtelna satyna. Czuję się zauroczona ♥

Ten różowy kwiatek pasuje tu tak średnio, ale to była nieprzemyślana decyzja.


zdjęcie z lampą

Pędzelek nie jest zbyt szeroki (ostatnio polubiłam szerokie pędzelki lakierów Maybelline), ale mimo tego operuje się nim dość łatwo. Po jednej warstwie widać smugi, więc konieczne są dwie. Nie podoba mi się też czas wysychania - naprawdę zależało mi na czasie i malowałam paznokcie w łazience, starałam się bardzo, żeby o nic nie zaczepić, ale wiecie jak to wtedy jest (od razu na kciuku zrobiłam sobie wielkiego gniota a nie było już czasu na poprawki). Przyzwyczaiłam się do nieczekania, bo w domu używam przyspieszaczy, ale w przypadku tego lakieru widzę szanse tylko dla spray'u, bo top zniszczy cały efekt. No i pewnie lakier będzie szybciej odpryskiwał i się ścierał, ale coś za coś.





Dostępność:
drogeria Natura

Cena:
teraz 4,99 zł/8 ml (wcześniej 7,99 zł)


Mam już zwykły biały lakier, mam też taki biały z piaskowym wykończeniem, ale efekt satyno-matu podoba mi się najbardziej - nie widać tu niedociągnięć do końca paznokcia a właśnie to najbardziej mnie wkurza w białych lakierach. Oj, chyba się polubimy na dłużej.

Podoba się Wam?

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Co tam ciekawego w sh?

Ojojoj! Jak dawno nie dzieliłam się z Wami moimi okazjami upolowanymi w sh!
Niby to nic ważnego, ale wizyty w ulubionym sklepie są moim cotygodniowym rytuałem - nawet teraz gdy pracuję, w dniu dostawy, w przerwie między zajęciami zaglądam do sklepu chociaż na pół godziny i robię szybką przebieżkę po interesujących mnie koszach czy wieszakach (kiedyś w tak krótkim czasie udało mi się kupić 4 pary rurek w sumie za jakieś 13 zł, więc jak tu się nie cieszyć :)).
Jeśli jesteście ciekawe, co udało mi sie dorwać w ostatnich miesiącach to zapraszam

sukienki

bluzki

swetry

t-shirty

t-shirty cd.

topy

czarno-biały miszmasz
sweter i spodenki

spodnie



bluzki

płaszczyk (1 zł)

Ceny skrupulatnie notowałam w notesiku, ale w pewnym momencie przestałam i teraz postanowiłam sobie podliczyć wszystko, co kupię w roku 2016, tak dla swojej wiadomości (chyba, że Was to zainteresuje ;)). Może nie wszystko, bo kosmetyków, książek i zabawek nie będę do tego wliczać, jedynie ciuchy.
Z dzisiejszego przeglądu najdroższa była szara dzianinowa sukienka z a la skórzanymi wstawkami (kupiona w innym sklepie niż zwykle, ale nie mogłam się jej oprzeć), kosztowała coś ok. 30 zł. Następnie plasują się marmurkowe rurki (15 zł) i czarne tregginsy (14 zł). W ogóle dużo spodni ostatnio kupuję, ale to przez pracę, bo szybko mi się niszczą (rozpychają się i przecierają kolana), ale za takie pieniądze to mi nie szkoda, chociaż za niektórymi modelami to będę płakała :/. Reszta ciuchów nie kosztowała więcej niż 10 zł za sztukę a czasami nawet mniej niż 5 zł (np. krótkie spodenki i 5 par z tych spodni kupiłam za 3,5 zł/szt!). No hitem grudnia był zakup za 3,5 zł granatowych rurek SuperDry z zepsutym zamkiem, za naprawę którego zapłaciłam 3-krotność ceny spodni (!), ale było warto, bo po pierwsze poczułam się ciut lepiej dzięki temu, że tuż przed świętami mogłam wesprzeć tym lokalną krawcową, leżą idealnie, są z wysokim stanem i mają piękny kolor, ale niestety też dwa minusy: metka z tyłu kiedyś w ciągu dnia tak mnie nagryzła, ze miałam ranę a poza tym ta chińska farba brudzi mi ręce po całym dniu nieświadomego dotykania, ale i tak je kocham ;).
Dodatkowo, w czasie od ostatniego postu, wpadło mi w ręce wiele par skarpet z fajnymi, niecodziennymi wzorami, ale w tym to już bym się nie połapała, więc nawet nie zawracałam sobie głowy. Kosmetyki pokazuję na bieżąco a na fajne książki ciężko już trafić i chyba to wszystko.

Wpadło Wam coś w oko? Lubicie buszować?

piątek, 15 stycznia 2016

Wyprzedaż Shinybox Inspired by Ewa Chodakowska + promocje Tołpy

Osobisty kontakt z Shinyboxami miałam ostatnio ponad pół roku temu. W międzyczasie pojawiły się w ofercie boxy Inspired By... tworzone przez znane osoby, jednak ich cena nigdy nie zachęcała mnie do pokuszenia się o zakup. No może tylko raz - jak była wyprzedaż boxa od Charlize Mystery. Zbyt długo jednak zastanawiałam się nad zakupem (zupełnie niepotrzebnie) i ostatecznie musiałam obejść się smakiem... :/

Tym razem miałam szczęście, bo akurat siedziałam na fb, gdy po odświeżeniu pojawiła się informacja o kolejnej wyprzedaży - 4 czy 5 pudełek w cenie 39 zł (+ wysyłka)/każde. Szybko sprawdziłam ich zawartość i, w ramach postanowienia noworocznego i zaplanowanej pracy nad sobą, kliknęłam pudełko od Ewy Chodakowskiej, które dość szybko się wyprzedało do zera.


Pierwsze co mnie zaskoczyło to jego wielkość! WOW! A samo pudło zapakowane po brzegi.

A oto zawartość

Najbardziej cieszą mnie kosmetyki - lakier miał już swoje kilka dni na paznokciach i prezentował się przepięknie ♥. Kosmetyczkę miałam zamiar komuś sprezentować, ale jak zobaczyłam, że jest biała to zmieniłam zdanie - bardzo mi się spodobała. Dość krótko jednak trwała moja radość, bo okazało się, że jest brudna... Mam nadzieję, że uda mi się to jakoś domyć, bo szczerze, to jeszcze się za to nie zabrałam... Na resztę też jeszcze przyjdzie czas. Mam nadzieję, że będę miała okazję przynajmniej otworzyć te sportowe gadżety ;)

*

Póki co, zewsząd pojawiają się kolejne kuszące boxowe i nie-boxowe wyprzedaże: Paese Box, styczniowy Shinybox bez kosztów dostawy (co prawda wolałabym, wyprzedanego już, grudniowego boxa w jakiejś fajnej promocji) czy zapowiedź lutowego JoyBoxa. Wspominam tu tylko te, które w jakiś sposób mnie interesują i nie wiem co z tego wyjdzie, bo przed chwilą (kolejny raz) zgubiłam swój rozsądek... - Tołpa w końcu namówiła mnie na zakupy:


krótka oferta, więc spieszcie się
NIEAKTUALNE !

Oprócz tego darmowa dostawa od 80 zł i rabat -30 zł przy zapisie do newslettera. Żal nie skorzystać :) Ja wybrałam sobie żel do mycia twarzy i płyn micelarny z serii Physio oraz żel głęboko oczyszczający z serii męskiej, ale co tam! Poza tym drobnicę czyli maskę do twarzy, do ciała i sól borowinową z bestsellerów.


Co myślicie o ofertach, które mnie skusiły?

niedziela, 10 stycznia 2016

Dwa nowe żele oczyszczające do mycia twarzy Avon: Anew i Clearskin

Przy wieczornym oczyszczaniu twarzy jestem wierna piankom, ale do porannej toalety zwykle wybieram żele. Lubię testować nowości, stąd nie zastanawiałam się długo kiedy w katalogach Avon pojawiły się nowe produkty z serii Anew i Clearskin. Zdążyłam już sobie wyrobić o nich opinię, więc jeśli jesteście ciekawe jak się u mnie spisały to zapraszam.

Anew, oczyszczający żel do mycia twarzy. Cera tłusta/mieszana
Clearskin, głęboko oczyszczający żel


Zacznę od produktu Anew. Używałam już kilku żeli z tej serii (Vitale, Aqua Youth, Rejuvenate), jedne wypadały lepiej, inne gorzej, ale nie zraziły mnie do siebie na tyle, żeby nie chcieć poznawać kolejnych. W tym przypadku zachęciło mnie przeznaczenie do cery tłustej i mieszanej (w ofercie pojawiła się również kremowa emulsja-maseczka dla skóry normalnej i suchej). 
Szata graficzna nie przesadzona, jak to Anew. W tubce znajduje się 150 ml gęstego żelu. Dopóki nie połamałam zamykania, bardzo ciężko było mi otworzyć/zamknąć produkt - w obawie przed połamaniem paznokci otwierałam go przez ręcznik a zamykałam uderzając w wannę. W końcu zatyczka się połamała i teraz nie mam z tym problemów. Zapach tego żelu jest bardzo intensywny, taki apteczno-chemiczny i podczas mycia twarzy mam wrażenie, że wędruje po niej i dostaje się do ust, bo niemal zawsze czuję jego smak na języku a przecież usta mam wtedy zamknięte. 
W kwestii oczyszczania jestem bardzo zadowolona - czuję to a dodatkowo po waciku z płynem micelarnym czy tonikiem widać, że twarz jest czysta. Przez to, że żel jest bardzo gęsty to ciężko zrobić nim dużą pianę i może wydawać się dość tępy w użyciu, ale ostatnio zaczęłam stosować go z gąbką Konjac i odrobina produktu wystarczy, aby naprawdę dogłębnie oczyścić twarz (czasem, przy mocniejszym makijażu, stosuję ten duet także wieczorem, po oczyszczeniu pianką). Nie podrażnia a raczej łagodzi podrażnienia, przy regularnym stosowaniu nie wysusza skóry na wiór, ale wiadomo, że przy tego typu produktach nie ma co czekać za długo z tonikiem czy płynem micelarnym.

Cena:
ok. 20 zł (w promocji)/150 ml

Skład:





Głęboko oczyszczający żel Clearskin to według mnie raczej krem oczyszczający czy taki produkt w typie ziajowej pasty z serii liście manuka (choć jest dużo gęstszy), z pewnością nie nazwałabym tego żelem. Konsystencja jest bardzo gęsta, w środku daje się wyczuć nawet drobinki peelingujące, które zanikają podczas rozcierania na twarzy. 2/3 tubki jest przezroczyste, więc doskonale widać kolor tego kremu - niemal czarny jak czarne mydło, w kontakcie z wodą na twarzy kolor zmienia się w szary. Nie pieni się, raczej tworzy taką oczyszczającą maź, która ma się wrażenie, że zostawia lekko tłustawą warstwę ochronną na twarzy, jednak po zmyciu tego wodą, skóra jest gładka i aż skrzypi. Dodatkowo jest totalnie matowa. Nie próbowałam nim zmywać czy domywać makijażu.

Zapach taki jak większości produktów linii Clearskin, bardzo chemiczny. Twarz po nim również jest dobrze oczyszczona a na waciku nie widać szarych śladów a właśnie bałam się, że ciężko będzie to usunąć. Nie podrażnia, nie wysusza, nie powoduje uczucia ściągnięcia. 


Cena:
ok. 12 zł (w promocji)/125 ml

Skład:


Podsumowując, uważam, że oba żele są godne polecenia. Jeśli szukacie czegoś, co dobrze spisze się przy oczyszczaniu to warto je wypróbować, jednak nie są to produkty do demakijażu. Oba są bardzo wydajne, składowo lepiej prezentuje się żel Clearskin (cenowo również), więc to chyba jemu przyznaję pierwsze miejsce, ale punktacja dla obu jest bardzo wyrównana. 


Znacie je może? 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Grudniowe zakupy

Tak mi się wydawało, że w grudniu jakoś mało kupiłam, ale jak zaczęłam sobie wszystko przypominać i zbierać rzeczy do zdjęcia to jednak trochę się tego nazbierało. Głównie czekałam na Dzień Darmowej Dostawy, ale ostatecznie mało wydałam, bo zwyczajnie nie miałam na to czasu.


A) Dzień Darmowej Dostawy
e-zebra - suchy szampon i maska do włosów
Tytka Smaku - przyprawy 




















B) Tso Moriri i świąteczne nowości
 kula do kąpieli i mydła z Loofą

C) Avon - zamówienie z katalogu 17/2015
 dwustronna bluza i legginsy termiczne

D) Aliexpress
 naklejki, skompresowane maski i (kolejny) pędzel

E) próbka od sklepu India Cosmetics

F) zakupy na Allegro u kosmetyki_ck
 woda różana, skarpetki złuszczające, pianka do mycia rąk i podkład mineralny Maybelline

G) gacie z chińczyka
 różowe-neonowe, w groszki i gatki bloggerki 

H) jak SH
 peeling do ciała - 2,5 zł

I) Avon - zamówienie z katalogu 1/2016
suchy szampon i pianka Solutions
torebka (zamówiłam jeszcze spodnie dresowe,
ale są na mnie za duże i muszę wymienić)


J) JoyBox 
pokazywałam go tutaj

K) prezenty świąteczne
kuchenne pomoce, jeden kosmetyk, coś do czytania, coś do pisania i coś na osłodę - słoik miodu ;)
(mam nadzieję, że niczego nie pominęłam)
reszta słodkości nie doczekała do zdjęcia grupowego
dziękuję swoim Mikołajkom :*



(względnie) Mało kosmetyków, bo w tej kategorii niewiele mi brakuje. Cieszę się, że dzięki DDD poznałam fajny sklep z przyprawami a także z herbatami (tego nie ma na zdjęciu, bo herbaty poszły na prezent świąteczny). Avon kusi mnie teraz w większości ciuchami i gadżetami, wracam głównie po ulubieńców i chętnie sprawdzam nowości.


A jak u Was? Poszalałyście w grudniu czy raczej oszczędzałyście na prezenty dla najbliższych?