Łączna liczba wyświetleń

środa, 17 lipca 2013

Pomarańczowy lakier Be Chic, Mariza

Hej!
Do tego posta zabieram się już od kilku dni, bo pogoda nas nie rozpieszcza i myślałam, że moimi fotkami przywołam trochę słońca. Ale tak to bywa, że jak się ma "kalkulator" zamiast aparatu to wszystko staje się problemem... Zrobilam chyba z tysiąć pięćset zdjęć i zdecydowaną większość musiałam usunąć, bo z czym do ludzi! :/ Dziś jednak w końcu udało mi się złapać to czego szukałam, więc zapraszam :)



Nie jest tajemnicą, że lubię firmę Mariza, ale do lakierów mam jakieś uprzedzenia :? Mam 2 odcienie z tych najtańszych i choć kolory są cudne to trwałość i jakość pozostawia wiele do życzenia. Nad serią Care&Colour jakoś się jeszcze nie skupiałam, bo wydawało mi się, że większość interesujących mnie kolorków już posiadam i jakoś potrafiłam się im oprzeć. Katalog letni (maj-sierpień 2013) przyniósł nam jednak nowość w postaci serii Be Chic Mariza Selective - linia Selective odznacza się wg mnie nieco lepszą jakością już nawet samych opakowań, więc jak tylko dowiedziałam się o planowanych nowościach z niecierpliwości aż tupałam nogami! Katalog sie ukazał a mnie jednak nic nie porwało, zobaczcie same



* migoczące drobinki nadają paznokciom wyjątkowy połysk i soczysty kolor
* płaski, szeroki pędzelek pozwala na szybką i perfekcyjną aplikację


Kolorki ładne, letnie (może oprócz tego szmaragdowego), ale wydawało mi się, że mogę się bez nich obyć. Na spotkaniu blogerek w Chełmie otrzymałam jednak lakier pomarańczowy i zawrócił mi w głowie! Długo zwlekałam z pierwszym malowaniem, bo jakoś pamarańczowe lakiery nigdy mnie nie kusiły, ale jak juz się zdecydowałam to zakochałam się w nim :)

Lakier jest metaliczny, ze złotym shimmerem - na niektórych zdjęciach dobrze to widać. Jedna warstwa robi prześwity i szybciej się ściera z końcówek, więc musiałam domalować drugą. I o ile jedna, nawet gruba warstwa, schnie względnie szybko bez wspomagaczy, to druga (malowana następnego dnia) potrzebuje więcej czasu. Dlatego tez postanowiłam wspomóc ją top coatem 3 w 1 od Eveline i trochę pomogło, ale za to w trakcie dnia zaczęły mi wyskakiwać bąbelki i lakier wydaje się być przez to chropowaty. Jest to ewidentnie wina odżywki, bo drugą rękę nią nie potraktowałam i tam niczego takiego nie ma - to mój pierwszy raz, więc nie skreślam jej jeszcze, bo może coś zrobiłam nie tak.

Dwie warstwy lakieru na bazie trzymają się już trzeci dzień i nie widzę uszczerbków (no poza drobnymi zadrapaniami, ale to już moja wina), więc trwałość jak dla mnie na plus. Zmywanie też nie jest problematyczne, bo w trakcie malowania musiałam zmyć jednego paznokcia i lakier zszedł bardzo łatwo, nie rozmazał się po palcu i nie przebarwił płytki (co przy tych tańszych lakierach tej firmy się zdarza często).

Zgrabna buteleczka z białą zakrętką mieści w sobie 10 ml lakieru. Pędzelek jest dość długi i dzięki temu wygodnie się nim operuje. Jedyny minus to brak oznaczenia koloru na butelce, ale przy 8 odcieniach (szmaragdowy, różowy, liliowy, amarantowy, pomarańczowy, kanarkowy, miętowy, limonkowy) trudno się pomylić ;)



A teraz niech zdjęcia przekażą Wam resztę ;)

a) fotki robione w domu





tu widać te bąbelki, o których pisałam
 b) fotki z balkonu robione w świetle dziennym









a tu starałam się złapać ten złoty shimmer

Cena:
13,90 zł/10 ml (do końca lipca są w promocyjnej cenie - 10,5 zł)

Dostępność:
konsultatntki


Podoba się Wam? A może wolicie inny odcień z dostępnych? Ja skuszę się chyba na limonkowy - że też zapomniałam o nim robiąc swoje ostatnie zamówienie! :/


wtorek, 16 lipca 2013

TAG: Dobre, bo polskie

Zostałam oTAGowana przez Hedvigis, więc po dokładnych przemyśleniach zapraszam na mój ranking polskich firm kosmetycznych.




Najpierw jednak zasady TAGu:
1. Celem tagu jest wybranie 5 najlepszych kosmetyków polskich marek. Może to być pielęgnacja, może to być kolorówka, mogą to być nawet akcesoria, warunek - firma musi pochodzić z Polski.
2. Należy oTAGować 5 kolejnych osób i poinformować je o tym.
3. Po odpowiedzeniu na TAG trzeba zamieścić link pod tym postem na blogu Złotowłosej, która reaktywowała TAG.
4. Można wykorzystać banner. 




Początkowo myślałam, że ciężko będzie mi wybrać 5 najlepszych polskich kosmetyków, ale jak zaczęłam grzebać po półkach to okazało się, że mam jednak problem z wyborem tylko pięciu... ;) Skupiłam się na kosmetykach aktualnie używanych, więc:

1. Tso Moriri, peeling cukrowy z malinami
kiedyś pisałam Wam, że znalazłam następcę mojego ulubionego peelingu z minerałami z MM Planet Spa i teraz uchylam rąbka tajemnicy - to było właśnie nim. Na obszerną recenzję zapraszam wkrótce. 

2. Mariza, puder ryżowy
używam już drugiego i z pewnością nie ostatniego opakowania. Świetnie matuje i nie zapycha a to mi wystarcza.

3. Pat&Rub, relaksujący balsam do rąk trawa cytrynowa i kokos
niedługo również poświęcę mu więcej miejsca na blogu. Od chwili otrzymania, codziennie noszę go w torebce i to najlepszy kosmetyk do rąk jaki znam.

4. Floslek, masło do ciała mango i marakuja
teraz je odstawiłam, bo na lato jest ciut za ciężkie (choć w zimniejsze dni sobie nie żałuję). 

5. Pollena Ostrzeszów, emulsja do higieny intymnej
wybrałam akurat emulsję choć i inne kosmetyki tej firmy bardzo mnie zaskoczyły i zasługują na wyróżnienie.


TAGuję 5 moich nowych obserwatorek czyli nikę88, uljettę, Fabryczną, fuggitivo i Wiolettę Marlicką oraz każdą z Was, która ma ochotę podzielić się swoimi ulubionymi polskimi markami i ich produktami.



Skoro mowa dziś o polskich markach to chciałabym Wam jeszcze powiedzieć o ciekawej akcji na fanpage'u Handmade Cosmetics - otóż jeśli do końca lipca zbierzemy 20 osób chętnych na zakupy to cena dowolnego produktu dla każdej z nas zostanie obniżona o 50%! To super okazja, bo te kosmetyki nie są tanie, więc warto skorzystać. Pamiętajcie, że kto pierwszy ten lepszy! ;)


Na koniec fotka dzisiejszych zakupów


moje zamówienie z Marizy i książka "Cyrk nocy" Erin Morgernstern -  w Biedronce trwa kiermasz książek i udało mi się ją nabyć za 9,9 zł! Długo się wahałam, ale fakt, że był tylko jeden egzemplarz, a książka od dawna jest na mojej liście must read zadecydowały ;)

piątek, 12 lipca 2013

Nawilżający płyn micelarny 4 w 1, Eveline

Firmę Eveline lubię i w większości jestem zadowolona z produktów, dlatego bardzo ucieszyłam się gdy wśród prezentów otrzymanych podczas chełmskiego spotkania blogerek wypatrzyłam poniższy produkt, tegoroczną nowość a mianowicie

nawilżający płyn micelarny

bioHYALURON COMPLEX
+ PhytoCellTec


Od producenta:
"Nawilżający płyn micelarny 4 w 1 niezwykle skutecznie usuwa wszelkie zanieczyszczenia, doskonale zastępując mleczko i tonik. Usuwa nawet wodoodporny i trwały makijaż bez konieczności pocierania skóry wacikiem. Dzięki specjalistycznej formule bogatej w składniki nawilżające i łagodzące preparat daje uczucie natychmiastowego ukojenia i komfortu, bez uczucia ściągnięcia. Poprawia kondycję i wygląd skóry oraz sprawia, że staje się ona doskonale oczyszczona, gładka i miękka w dotyku. Nie narusza warstwy hydrolipidowej naskórka. Nie wysusza skóry."


Obiecywana 4-wymiarowość  

 

I receptura


Płyny micelarne w teorii znam od dawna, w praktyce od grudnia kiedy to zapoznałam się z micelem Be Beauty i bardzo spodobał mi się ten sposób oczyszczania twarzy, a zwłaszcza zmywania makijażu oczu. Do tamtej pory używałam w tym celu mleczka, ale na twarzy nigdy mi to nie pasowało - przez złudne wrażenie niedoczyszczenia, od zawsze królują tu żele i pianki. I w zasadzie zostało tak do tej pory, bo mimo tego, że jestem zadowolona z oczyszczania uzyskiwanego dzięki micelom, nie potrafię zrezygnować z mycia twarzy żelami i testowania nowości, dlatego płyny micelarne w dalszym ciągu zarezerwowane są na oczy bądź awaryjne sytuacje typu wyjazd czy późny demakijaż ;)

Jeśli chodzi o płyn Eveline to czuję się w pełni usatysfakcjonowana i nie zwiedziona obietnicami. Płyn bardzo dobrze usuwa tusz (nie wiem jak z wodoodpornym, bo nie używam takich) i kredkę z powiek a do tego nie podrażnia wrażliwej skóry okolic oczu, nie powoduje łzawienia czy pieczenia. Dzięki formule płynu, w trakcie oczyszczania sprawia wrażenie chłodzenia a po demakijażu pozostawia powieki lekko wilgotne, trochę jakby tłustawe (ale tak bardzo delikatnie, nawet nie wiem do końca czy dobrze opisuję to uczucie).
Nie wiem czy chroni rzęsy przed wypadaniem - nie mam z tym problemu i podczas używania płynu nie zauważyłam żadnych zmian.

Stosowany do demakijażu twarzy równie dokładnie i skutecznie usuwa makijaż i inne zanieczyszczenia, nie wysusza i nie ściąga skóry. Pozostawia na twarzy delikatną warstwę (tak jak na powiekach), która po chwili wchłania się całkowicie. Użyłam go też kilka razy jako toniku i chyba spełnił swoją rolę.
Nie wiem czy poprawia wygląd skóry, ale skoro oczyszcza to skóra wygląda lepiej, więc chyba tak ;). Jeśli chodzi o niespodzianki na twarzy to jest dla nich obojętny: ani nie podrażnia, ani nie powoduje szybszego ich gojenia.



Poniżej mały test:



 
1. Od góry: eyeliner Wibo, żelowa kredka SuperSHOCK Mega Impact Black Flash, ołówek do kresek, żelowa kredka SS Plum cośtam
2. kredki i jeden psik płynu na waciku
3. po jednym, lekkim przejechaniu wacikiem bez dociskania
4. po drugim przejechaniu wacikiem

Jak widzicie, z kredką Mega Impact sobie nie poradził, ale ja na oku używam go inaczej: naciskam pompkę 2 razy i tak zwilżony wacik przykładam na powiekę na ok. 1 minutę. Po tym czasie usuwam resztę spod dolnej powieki i delikatnie przecieram górną powiekę odwrotną stroną wacika. Czasem, tak jak w przypadku Black Flash, muszę użyć jeszcze jednego wacika, aby domyć resztki, ale ze względu na trwałość, używam tej kredki rzadko i głównie wtedy, kiedy zależy mi na wyjątkowo trwałym efekcie.


Płyn znajduje się w plastikowej butelce i wielkim plusem tego opakowania jest bardzo wygodna pompka do dozowania: do oczyszczenia oczu potrzebuję po 2 psiknięcia na wacik, na twarz trochę więcej. Tak jak pisałam, używam go głównie do demakijażu oczu, więc w tym przypadku wydajność jest MEGA! Stosuję go nieregularnie od miesiąca i zużyłam ok. 1/5 pojemności. Pompka czasem psiknie poza wacik i nie wiem czy to taki jej urok czy ja źle dociskam, ale nie jest to uciążliwe i nie obniża mojej oceny. Ponadto, po zdenkowaniu zostawię sobie opakowanie i będę tam przelewać inne płyny :>



Skład:


Dostępność:
drogerie kosmetyczne

Pojemność:
240 ml

Cena:
ok. 15 zł


W porównaniu z moim Biedronkowym ulubieńcem od Be Beauty płyn Eveline spisuje się równie dobrze, jest trochę większy, ale prawie 3 razy droższy. BB za to nie jest tak wydajny i wygodny w użyciu. Czyli coś za coś. Nie wiem jak potoczy się nasza znajomość i czy długo będę mu wierna, ale jeśli znacie i lubicie płyn BB to i z tego powinnyście być zadowolone. Polecam wypróbować go m. in. ze względu na bardzo wygodną pompkę! Mnie ona naprawdę przekonała :)

And the winner is...

Tak, tak - ogarnęłam już Wasze zgłoszenia i za chwilę podam wyniki rozdania, ale wcześniej chciałam serdecznie powitać nowe osoby, które przybyły do mnie z tej okazji - będzie mi miło jeśli zostaniecie tu na dłużej :)

Wszystko dokładnie sprawdziłam i policzyłam. Do rozdania zgłosiło się 55 osób. Okazało się, że musiałam odjąć 2 punkty, bo nie umiem znaleźć umieszczonego bannera :/
Nie będę już Was dłużej trzymać w niepewności, więc...


Gratuluję i czekam na adres! 

środa, 10 lipca 2013

Ostatnie godziny rozdania

Jeśli jeszcze nie zgłosiłyście się do mojego rozdania a macie ochotę otrzymać poniższy zestaw to zapraszam serdecznie :) Macie czas dziś do północy




i jedna z masek:




Zapraszam i życzę szczęścia :)

niedziela, 7 lipca 2013

Hydro Care mleczko intensywnie nawilżające, Bandi

Postanowiłam spełnić życzenie katniewojt :) i dziś biorę się za recenzję mleczka nawilżającego od Bandi.
Produkt otrzymałam na październikowym spotkaniu blogerek w Lublinie i to było moje pierwsze zetknięcie się z tą firmą. Zaraz po otrzymaniu prezentu zastanawiałam się czy nie wymienić się z kimś od razu na coś, co bardziej przyda się mojej cerze, ale ostatecznie zrezygnowałam i cieszę się, bo miałam okazję przetestować kosmetyk, którego sama raczej bym sobie nie kupiła.

Tak oto prezentuje się mleczko:


Produkt jest zapakowany w solidny kartonik, nie pamiętam czy był zafoliowany, ale myślę, że tak, bo mam też krem na dzień w podobnym pudełku i jest on w folii. Na kartoniku po bokach jest rysunek mleczka oraz wytłoczona nazwa serii Hydro a z tyłu mamy informacje o produkcie. Skład kosmetyku znajduje się na spodzie pudełka.

W środku znajduje się plastikowa, twarda butelka z pompką mieszcząca 200 ml mleczka. Po pierwszych machaniach buteleczką okazało się, że z łatwością możemy kontrolować ubytek kosmetyku, bo butelka, choć nie jest idealnie przezroczysta, pokazuje nam zużycie.

Do gustu szczególnie przypadła mi szata graficzna plastikowego opakowania - połączenie bieli z niebieskimi kółkami różnej wielkości oraz zgniłozielonym napisem Hydro jest przyjemne dla oka. Początkowo denerwowałam się, że na plastikowym opakowaniu nie ma informacji o produkcie i za każdym razem gdy chciałam coś sprawdzić, musiałam szukać kartonika, ale taki minimalizm jednak jest bardziej w moim guście (wolę to niż całe opakowanie zapisane obietnicami tak jak w przypadku kosmetyków Eveline).

                               



Podczas używania okazało się, że w przypadku tak twardego plastiku, pompka jest jedynym rozwiązaniem, bo inaczej ciężko byłoby wydobywać mleczko. Ilość kosmetyku, która wychodzi po jednym naciśnięciu dozownika jest dość mała, więc potrzebowałam 5 naciśnięć na policzki i brodę i 3 na czoło (ale ja używałam trochę inaczej niż zaleca producent, więc to chyba stąd ta ilość). Przez cały czas stosowania pompka ani razu mi się nie zacięła.

Rurka od pompki jest umieszczona prosto, więc jak zostało mi ok. 2 cm mleczka to przestała już działać i zaczęła pluć - wykręciłam ją wtedy, buteleczkę postawiłam do góry nogami i reszta produktu spłynęła mi do plastikowej zatyczki. Resztę ze ścianek wydobyłam (czyściutkim!) pędzelkiem do malowania ust i dzięki temu zużyłam mleczko do ostatniej kropli :).

Czasem miewałam problemy z założeniem plastikowej zatyczki, gdyż jest ona bardzo dobrze dopasowana i z jedną ręką pełną mleczka ciężko było dobrze trafić, ale dzięki tak solidnemu zamknięciu można mieć przynajmniej pewność, że w podróży nic się nam nie otworzy i nie wyleje.



                                                 




Mam nadzieję, że już wyczerpałam temat wyglądu zewnętrznego ;) i możemy przejść do działania. Oto co obiecuje nam producent:


oraz sposób użycia:


Moja opinia:
Produkt zaczęłam używać od razu po otrzymaniu, ale początkowo bardzo się nie polubiliśmy. Nie przepadam za mleczkami do oczyszczania twarzy (jedynie do demakijażu oczu) a już tym bardziej za usuwaniem ich wacikami, więc za drugim podejściem zmodyfikowałam sobie ten sposób i po rozprowadzeniu i delikatnym masażu twarzy, zmywałam mleczko wodą.

Po pierwszych próbach z wacikiem i niezadowoleniu z oczyszczania skóry z makijażu, odstawiłam kosmetyk i wróciłam do niego w kwietniu. Nie wiem dlaczego wcześniej ubzdurałam sobie, że mleczko nadaje się do demakijażu, bo choć teraz usilnie tego szukam, nigdzie nie ma takiej informacji. I tak z powodu niewiedzy i dziwnych urojeń początkowo się zraziłam. Dopiero gdy dotarło do mnie, że kosmetyk nadaje się raczej do usuwania resztek po demakijażu lub porannego oczyszczania, zmieniłam co do niego zdanie.

Jestem zdania, że oczyszczanie z kremu na noc i innych pościelowych zanieczyszczeń to nic wielkiego i zwykle używam do tego celu ulubionych kosmetyków, które nie radzą sobie z demakijażem a jakoś nie umiem się z nimi rozstać (np. Avon Care 3 w 1). Mleczko Bandi wyróżnia się jednak niesamowitym efektem nawilżenia skóry, które utrzymuje się dość długo. Podczas używania naprawdę nie musiałam biegiem wklepywać kremu na dzień i czasem, jak nigdzie nie wychodziłam to siedziałam bez kremu nawet 2 godziny i nie czułam ściągnięcia (może tu pomagało moje dodatkowe masowanie przy użyciu produktu) tylko przyjemnie miękką buźkę. Nie zaobserwowałam żadnych niepokojących zmian na twarzy, więc chyba rzeczywiście nadaje się do każdego rodzaju cery, ale jestem ciekawa jak sprawdziłoby się w przypadku cery suchej (ja mam mieszaną).

Dodatkową zaletą jest zapach produktu. Zawsze mam problem z precyzyjnym określeniem, ale tu czuję głównie kwiaty i może jakieś owoce, zapach jest delikatny i nie dusi. Na twarzy nie utrzymuje się długo, więc nawet jak nie przypadnie do gustu to też nie męczy.

Konsystencja, jak to w przypadku mleczek, jest ani rzadka ani gęsta. Po wydobyciu na dłoń, mleczko z niej nie spływało, ale podczas rozprowadzania i masażu na wilgotnej twarzy robiło się jeszcze rzadsze i uciekało między palcami. Przy stosowaniu na suchą twarz nie było już z tym problemu.

Z wydajnością trochę pojechałam, bo nie pamiętam dokładnie jak długo używałam tego mleczka. W październiku/listopadzie odstawiłam je już po tygodniu a teraz od kwietnia, przy (mniej więcej codziennym) używaniu 8 pompek raz dziennie wystarczyło mi do drugiej połowy czerwca. Krótko? Długo? Trudno określić.

Dostępność:
sklep internetowy Bandi

Cena/pojemność:
29 zł/200 ml (przed chwilą zobaczyłam, że mleczko zostało produktem tygodnia i dla klientów po zalogowaniu jest na nie rabat w wysokości 20%)

Biorąc pod uwagę, że mleczko nadaje się dla mnie tylko do porannego oczyszczania, do wykonania którego nie mam zbyt wielkich wymagań, cena może być ciut wygórowana (mój ulubieniec AC 3 w 1 kosztuje ok. 6 zł i starcza mi mniej więcej na tyle samo). Uważam jednak, że raz na jakiś czas można pozwolić sobie na szaleństwo i większą dawkę nawilżenia dla skóry :)

                                                 



Skład:



Cieszę się, że miałam możliwość przetestowania tego mleczka a także innych produktów firmy (próbek). Dzięki temu już coś sobie upatrzyłam i chętnie poczynię drobne zakupy, mleczko z pewnością będzie na liście.



Znacie to mleczko? Jak sprawdziło się u Was?



Na koniec jeszcze pokażę Wam moje ostatnie zakupy kosmetyczne

                                                



 i stosiki na wakacje ;)

                                                


Do napisania :*