Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 12 maja 2013

Serum wyrównujące koloryt skóry, Avon

Parę dni temu skończyłam kurację tym preparatem, więc od razu na świeżo podzielę się z Wami moją opinią o nim. Uwaga! Post zawiera szokujące zdjęcia! Jeśli jesteś przed obiadem to wstrzymaj się z czytaniem... ;)

Serum, razem z kremem, pojawiło się w katalogu parę tygodni temu i od razu je sobie zamówiłam licząc, że poradzi sobie z moimi plamami po syfach. Zdecydowałam się na serum, spodziewając się lepszych efektów, ale jakiś czas temu zakupiłam też krem i jego testy rozpoczynam dziś wieczorem.


Info od producenta:
 Opracowane klinicznie serum wyrównujące koloryt skóry z unikalna technologią DSX-7 zdecydowanie zmniejsza widoczność 7 rodzajów przebarwień skory. nadaje skórze zdrowy, promienny wygląd. Przełomowa, lekka formuła rozjaśnia nawet najciemniejsze przebarwienia, aby wydobyć idealnie jednolitą, młodziej wyglądającą skórę.

 Serum ma za zadanie zwalczyć aż 7 rodzajów przebarwień:
- plamy pigmentacyjne
- plamy brunatne
- ślady po trądziku
- zaczerwienienia 
- piegi 
- poszarzały koloryt
- nierównomierny koloryt


U mnie występują tylko te dwa pogrubione rodzaje przebarwień, ale z zaczerwienienia próbowałam już kiedyś rozjaśnić produktem od dermatologa i nie było efektów, więc chyba muszę nauczyć się z nimi żyć. Podkład radzi sobie z nimi i nie jest tak źle. Gorzej ze śladami po trądziku... Tu nawet korektor sobie nie radzi do końca a nie chcę zaczynać z mocno kryjącymi podkładami. Może wystarczy poszukać lepszego korektora.



Opakowanie, jak przystało na serię Anew Clinical, jest dziwaczne, ale wygodne w używaniu. Od razu przystąpiłam do dogłębnych oględzin, aby stwierdzić czy uda mi się go zużyć do ostatniej kropli i za to ma u mnie plusa - wystarczy parę ruchów i długi pędzelek. Nie trzeba kombinować jak przy serum naprawczym Reversalist ;)



Produkt w kolorze mlecznobiałym wydostaje się tym małym otworem - początkowo używałam 3 pompki na twarz, potem ograniczyłam się do dwóch. Pompka ani razu mi się nie zacięła.


Konsystencja, jak przystało na serum, jest rzadka i dzięki temu bardzo dobrze rozprowadza się na twarzy i błyskawicznie wchłania. Od razu uzyskujemy efekt zmatowienia i nie musimy czekać z nakładaniem podkładu. Dzięki temu doskonale sprawdza się jako baza pod makijaż. Mimo lekkiej formuły, serum nie przesusza skóry twarzy, widać i czuć nawilżenie mimo braku dodatkowych wspomagaczy.
Dopiero teraz, pisząc tę recenzję, zauważyłam, że w katalogu jest informacja, żeby stosować rano i wieczorem pod krem pielęgnacyjny - na opakowaniu i na ulotce nie ma o tym słowa. Z reguły wszelkie sera do twarzy powinny być stosowane pod krem, ale ja ograniczyłam się tylko do tej jednej warstwy, być może popełniłam błąd.

Zapach jest bardzo delikatny i wyczuwalny tylko jeśli przyłożymy palec z preparatem pod nos, przy używaniu w ogóle go nie czułam. Tak samo i później na twarzy.

Co o nim myślę?
Serum stosowałam od początku kwietnia, dwa razy dziennie i te 30 ml starczyło mi mniej więcej do 10 maja - tak jak pisałam wcześniej, na początku używałam aż trzech pompek, bo wydawało mi się, że tyle potrzeba mi na całą twarz. Potem pomyślałam, że w tym tempie to zużyję ten produkt w mniej niż miesiąc, więc ograniczyłam się do dwóch pompek, które również dokładnie rozsmarowały się na całej twarzy. Efektów wyglądałam w lustrze każdego dnia a im było bliżej denka tym bardziej rosła moja frustracja...

Tu jeszcze muszę dodać parę słów od producenta:
Po 2 tygodniach
wyraźnie zmniejsza się widoczność przebarwień, skóra odzyskuje zdrowy kolory
Po 4 tygodniach
zmniejsza się widoczność nawet zaawansowanych przebarwień
Po 8 tygodniach
koloryt jest wyrównany bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, skóra wygląda nieskazitelnie.

Wiem, że to wszystko piękne słówka - 30 ml nie wystarczyło mi, aby przekonać się co do efektu obiecywanego po 8 tygodniach i zaraz zobaczycie czy cokolwiek się zmieniło po stosowaniu go przez prawie 6 tygodni - ja przyznam się szczerze, że dopiero zestawiając te zdjęcia ze sobą zobaczyłam, że coś się poprawiło, bo wcześniej, myśląc nad tą recenzją byłam przekonana, że nie będzie zbyt pochlebna.

Po lewej zdjęcia sprzed kuracji, po prawej dzisiejsze (proszę, nie zwracajcie uwagi na nowe niespodzianki, spróbujcie się skupić na starych plamach):

Tu z efektu jestem bardzo zadowolona

Na czole stare plamy też zniknęły, ale pojawiły się nowe syfy

Tutaj również widać lekkie rozjaśnienie, ale ciężko nie pomylić starych plam z nowymi śladami


Tu efekt wręcz zdumiewający! Plamy po syfku nad pieprzykiem prawie nie widać a to mega plamisko pod ustami, mimo tego, że w międzyczasie się rozrosło, to również jest rozjaśnione. Na brodzie tak samo.


I co o tym myślicie? Też widzicie poprawę?
Ja jestem zadowolona, bo przez cały czas zastanawiałam się czy czasem nie zwrócić tego serum - głupia, spodziewałam się MEGA poprawy od razu. Jednak jak widać, dobrze, że zaryzykowałam i wytrzymałam do końca. Teraz rozpoczynam testy kremu z tej samej serii, ale będę go używać tylko na noc, więc za jakieś 2 miesiące możecie się spodziewać kolejnej relacji.

Cena:
65 zł (w promocji!!!)/30 ml

Dostępność:
konsultantki Avon

Skład:



I rozbrojone ustrojstwo:

 Początkowo resztki preparatu wyciągałam tą rurką, potem wykorzystałam w tym celu pędzelek do ust.


Podsumowując, nie będę Was zachęcać do zakupu, bo mało nie kosztuje a nie chcę mieć nikogo na sumieniu jeśli się nie sprawdzi tak jak u mnie. Szkoda, że jeszcze nie ma dostępnych próbek tego serum, bo sama przerzuciłabym się na taką formę - fantazyjne opakowanie tylko podnosi cenę a równie dobrze i dużo taniej można korzystać z saszetek. Tak jak w przypadku słynnego serum naprawczego Reversalist.

A może znacie coś, co lepiej radzi sobie ze śladami po trądziku?

sobota, 11 maja 2013

Kusząca truskawka czyli lakier Seduce me Strawberry, Avon

Moje paznokcie już prawie wróciły do siebie (tfu! tfu!), więc mogę zaczynać je pokazywać publicznie. Dziś padło na bardzo letni kolorek a mianowicie nowość z Avonu

Seduce me Strawberry



Lakier mam już od paru tygodni, ale czekałam na wenę i akurat wczoraj kupiłam sobie w ciuchlandzie sukienkę z różowymi kwiatkami, więc nie mogłam już dłużej czekać. Wczoraj też lakier gościł na blogu u Turkusoowej a dziś u mnie (ale to nie ta sama buteleczka, tylko odcień ;))

Jak zobaczyłam ten odcień pierwszy raz na blogu to od razu skojarzyłam go sobie z ubiegłorocznym hitem również z Avonu - Coral Reef. Okazało się, że różnią się nieco odcieniem (Seduce me Strawberry jest trochę bardziej soczysty, ciemniejszy, ale i tak daleko mu do truskawek, które ja znam) no i wykończeniem (Coral Reef jest bezbrokatowy). Oto porównanie:

 
 



Lakier, mimo tego, że brokatowy (takimi maluje mi się łatwiej), smuży, więc potrzebne są minimum dwie warstwy - poniżej paznokcie z jedną warstwą, która dość szybko ściera się na końcówkach




a teraz dwie warstwy i fragmenty sukienki ;)









Uwiodła Was ta truskawka? Mnie tak i coś czuję, że często będzie gościć tego lata u mnie na paznokciach :)





Na koniec jeszcze mój smutny łów z Biedronki czyli


skromny zapas płynu micelarnego i nowość - żel do higieny intymnej z korą dębu Intimea. Była jeszcze emulsja z inną etykietą, ale opis nie różnił się raczej niczym od pomarańczowej wersji, więc nie wiem czy to też nowość. Lubię żel niebieski, zobaczymy jak ten się spisze.

piątek, 10 maja 2013

Ukręciłam sobie krem

Dokładnie tak jak w tytule :)
Na spotkaniu blogerek w Hrubieszowie otrzymałyśmy zestaw od sklepu internetowego e-naturalne. Zwlekałam trochę z tym kremem, bo trochę się bałam efektu i trochę mi się nie chciało, ale akurat wczoraj wykończyłam serum wyrównujące koloryt skóry z Avonu (recenzja niebawem) i postanowiłam się zabawić. Data ważności jest co prawda do października, ale przy obecnym stanie mojej skóry uważam, że przyda mi się jakaś naturalna odskocznia w postaci kremu nawilżająco-regenerującego bez gliceryny.



Tak prezentuje się zestaw, który otrzymałyśmy


- baza kremowa bez gliceryny 24 g
- olej abisyński 5g 
- mleczko owsiane 1,3 g
- hydromanil 1,2 g
- pipeta
- patyczek drewniany 
- naklejka 


Przy dokładnym opróżnieniu mniejszych opakowań powinnyśmy otrzymać 30 g kremu.


      Tu sama baza                                     A tu baza z olejem abisyńskim


Baza ma konsystencję musu, jest bardzo leciutka, bezzapachowa. Zapach czułam jedynie dodając mleczko owsiane, bo reszta nie pachniała niczym jak dla mnie. Olej abisyński wydobyłam bez problemów, ale gorzej poszło mi z mleczkiem i hydromanilem. Pipeta przydała mi się jedynie do wygrzebywania resztek mleczka, bo albo ja nie umiałam z niej korzystać albo była za duża jak dla takich małych fioleczek. Dokładnie wymieszałam wszystko tak jak było nakazane w instrukcji na stronie sklepu i otrzymałam taki oto kremik





Nie mogłam się powstrzymać i od razu zrobiłam demakijaż po to, aby móc go wypróbować - rozprowadził się bardzo dobrze, ale chyba przez to, że było dość ciepło to nie wchłonął się całkowicie i pozostawił lekko błyszczącą i wyczuwalną na skórze warstwę. Nie nakładałam już nic więcej na twarz, bo nie planowałam wychodzić i do samego wieczora buźka mi się błyszczała.
Teraz w domu mam dużo cieplej niż 21 stopni, więc trzymam go w lodówce i dziś rano spisał się o wiele lepiej! Już pomijając fakt, że bardzo fajnie ochłodził mi skórę twarzy to wchłonął się całkowicie i nie było już czuć tej nieprzyjemnej warstwy. Nie daje efektu płaskiego matu, ale też nie błyszczy się tak jak wczoraj i coś czuję, że będzie fajnie :). Bardzo dobrze spisał się jako baza pod makijaż, bo korektor i puder nałożyłam bez problemu.
Więcej napiszę Wam o nim jak dogłębnie go przetestuję, ale liczę na wiele, bo wg tego co czytamy na stronie sklepu  krem nadaje się dla skóry tłustej i łojotokowej oraz wrażliwej i delikatnej, skłonnej do wyprysków i podrażnień - ja mam mieszaną i wrażliwą a wyprysków też ci u mnie dostatek... :/


To moja pierwsza przygoda z własnoręcznie mieszanym kremem, jeśli mi się spodoba to być może pójdę dalej w tę stronę, ale przeglądając ofertę sklepu e-naturalne wpadło mi w oko parę rzeczy na które pewnie i tak się zdecyduję. Znacie ten sklep? Co polecacie? A może macie już jakieś doświadczenia z takimi kremami?

piątek, 3 maja 2013

Kolorowy ruffian manicure

Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tym rodzaju zdobienia paznokci a kolejne próby pogłębiły tylko to uczucie. Uważam, że taki odwrócony frencz jest o wiele łatwiejszy (przynajmniej dla mnie) i od początku udaje mi się to malować bez pasków, z lepszym lub gorszym efektem - i chodzi mi już nie tylko o precyzję, ale też połączenie kolorów. Jestem wielką fanką klasycznego frencza, ale tylko tego wykonanego profesjonalnie - moje próby wyglądały ładnie tylko z baaaardzo daleka ;)

Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o samym ruffianie to zajrzyjcie do Słomki a ja już zapraszam na fotki:





To malowidło przygotowałam na jakiś konkurs karnawałowy (zresztą, same widzicie, że to mało wiosenne kolory), ale w końcu zrezygnowałam, bo zwykle jak oglądam potem prace konkursowe to aż mi dech zapiera i ostatecznie wolałam się nie zbłaźnić.



Obsada:

Wibo, nr 99




oraz Mariza bez numerka i Wibo nr 243 
(aksamitny lakier Soft Violet potraktowałam jeszcze topem nabłyszczającym)


Lakiery utrzymały się na paznokciach około tygodnia i gorszego zmywania to chyba w życiu nie miałam! No, ale mogłam się tego spodziewać wybierając same brokatowe.

Jak Wam się podoba?

środa, 1 maja 2013

Denko - kwiecień

W tym miesiącu poszło mi bardzo słabiutko... Tak słabo, że zastanawiałam się czy nie połączyć tego z majowym denkiem, ale pomyślałam, że będzie mi brakować teraz tego wpisu, więc jest :)


Tak to wygląda w koszyczku a teraz rozłożone produkty:


1. Avon, płyn do kąpieli, Fiołek - już bardzo długo nie kupowałam tych płynów, bo zapachy nie były dla mnie aż na tyle kuszące, ale pojawił się fiołek i przepadłam. Super płyn, daje dużo piany i pięknie pachnie! Skuszę się jeszcze na arbuzowy a w przyszłości pewnie też na inne zapachy, bo jestem zadowolona.

2. Avon, preparat do demakijażu oczu z odżywką - stały bywalec. Teraz używam go zamiennie z płynem micelarnym Be Beauty. 

3. Avon, balsam dyscyplinujący włosy - moja opinia o nim tutaj. Korzystam z niego raczej regularnie, choć teraz trochę mniej, bo staram się ograniczać suszenie suszarką. 

4. Polski Lek, suplement diety FemiMAG magnez z Wit. B6 + żelazo - nie zauważyłam pozytywnego wpływu na moje samopoczucie... Fajnie się łykało z nadzieją na jakiś efekt, ale kicha.

5. i 6. Carea, płatki kosmetyczne - wolę te fioletowe, ale i niebieskie mogą być. Mam ich spory zapas i przy następnej promocji również zakupię komplet. 

7. Wibo, maskara pogrubiająca stymulująca wzrost rzęs - cudowny tusz!!! Nie spodziewałam się tego po szczoteczce, ale pięknie ujarzmiała moje rzęsy. Stymulacji wzrostu rzęs nie zauważyłam, ale wydaje mi się, że nie jest mi to potrzebne ;). Mam jeszcze jeden tusz, więc postaram się o recenzję i zobaczycie jak się u mnie sprawuje.

8. Avon, błyszczyk w odcieniu Tan - wszystko już się pościerało z opakowania, ale błyszczyk był rewelacyjny! Odcień taki delikatny, ale widoczny, przyjemny zapach i wrażenie ciągle nawilżonych ust - dla mnie ideał. Już samo to, że to mój drugi taki sam świadczy o jego zaletach. Niestety, nie jest już dostępny w sprzedaży.

9. Mariza, mineralny puder matujący - świetnie sprawował się przy wykańczaniu makijażu a do tego pięknie pachniał! Matowił nawet dobrze, ale nie aż tak jak puder od Madame Lambre. Mimo to, skuszę się jeszcze na niego o ile będzie w promocji.

10. Madame Lambre, puder prasowany - niech Was nie zwiedzie opakowanie (po pudrze ryżowym z Marizy), przełożyłam tu blister, bo inaczej było niewygodnie używać. Recenzja tutaj, kupię ponownie o ile będę miała jak.


I próbki:




1. Ziaja, mleczko do ciała do skóry bardzo suchej, podrażnionej - nie mam ani bardzo suchej, ani podrażnionej skóry, więc nie wiem jak poradzi sobie z takimi problemami. Fajnie się rozprowadzał, przyjemnie pachniał, ale nie nawilżył na długo.

2. Biały Jeleń, emulsja do higieny intymnej z jaśminem i macierzanką - bardzo przyjemna emulsja. Ładnie pachnie, nie jest za rzadka, dobrze się pieni i odświeża. Jestem skłonna kupić pełnowymiarowe opakowanie.

3. Biały Jeleń, szampon do włosów orzech włoski - taki zwyklak. Nie zrobił na mnie jakiegokolwiek wrażenia, więc raczej się nie skuszę.

4. Biały Jeleń, żel do mycia twarzy z aloesem i ogórkiem - przyjemnie oczyścił mi twarz z makijażu równocześnie ją odświeżając. Ładnie pachniał i nie przesuszał skóry, może skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie.

5. Pilomax, szampon do włosów głęboko oczyszczający - ten spisał się o wiele lepiej. Trochę słabo się pienił, ale dobrze odświeżył mi skórę głowy i ładnie pachniał. Byłabym skłonna go kupić.

6. Pilomax, maska do włosów zniszczonych - mam 2 pełnowymiarowe opakowania (pierwsze lada moment się skończy) i jestem bardzo zadowolona z tej maski. Mam zamiar przybyć z recenzją niebawem.

7. Hotel Gołębiewski, mydło - mydło jak mydło. Używałam go do rąk i trochę przesuszało skórę dłoni, ale od czego są kremy :).
Nie wiem czy Wy też tak macie, ale swojego czasu udało mi się odwiedzić parę sławnych hoteli i z każdego wróciłam z podobnymi pamiątkami ;). Zawsze jeździłam ze swoimi kosmetykami, więc chętnie zabierałam sobie do domu te mini buteleczki. Niestety, ale zostałam ukarana za moją pazerność i zbieractwo, bo raz w Gołębiewskim zostawiłam sukienkę plażową :/



I to tyle.
W maju będzie lepiej, bo już czuję lekkość w przypadku niektórych kosmetyków, co mnie bardzo cieszy, bo pełna szafka czeka na opróżnienie ;)



Abstrahując, chciałam zaprosić Was jeszcze do Paczaj ki na Całomajówkową rozdawajkę/zgadywankę - ja wygrałam już tam dziś krem do rąk :D



Do napisania!