Łączna liczba wyświetleń

sobota, 29 marca 2014

Kolejny marmurkowy Lemax w mojej kolekcji :)

Pierwszy marmurkowy Lamax wpadł w moje ręce gdzieś we wrześniu a na początku października prezentowałam Wam go tutaj. Od tamtej pory chorowałam na inne odcienie, ale po głębszym przemyśleniu doszłam do wniosku, że najbardziej pożądam białego. I dorwałam go niedawno, tym razem w całkiem innej oprawie - były dzbanki i kwadraty a teraz



Odcień jest przepiękny choć niby to nic wielkiego, bo mamy zwykły biały lakier z czarnymi drobinkami - efekt jednak jak dla mnie jest przeuroczy i nie mogę się napatrzeć. Jak często zresztą ;)

Same zobaczcie







I w słońcu




Przepraszam za tak monotematyczne tło jeśli chodzi o prezentowanie lakierów, ale podczas wielu prób okazało się, że to właśnie na balkonie wszelkie lakiery wychodzą mi najlepiej to jest najbardziej realnie. Tynk nie jest taki zły ;)

Dostępność:
małe osiedlowe sklepiki lub chińskie markety (tak było tym razem)

Cena:
3,5 zł/18 ml




Pojemność nie do wykończenia, ale tak polubiłam ten efekt, że cytrynowo-limonkowy bardzo często gości na paznokciach a podejrzewam, że ten będzie jeszcze częściej. Jednym słowem - jestem zachwycona zarówno pod względem efektu jak i jakości tak taniego zakupu. Zmywanie też nie sprawia problemu, więc tym bardziej.


Podoba Wam się takie wykończenie? Które kolorki macie w swojej kolekcji?

niedziela, 23 marca 2014

Płatki kosmetyczne nowej generacji, Carea

Ostatnio pisałam Wam, że marzę o L4 - marzenie się spełniło, 5 dni siedziałam i odpoczywałam na zwolnieniu i czuję, że mi to pomogło, także psychicznie. Wczoraj wróciłam już do normalnego trybu ostatnich miesięcy czyli na szkolenie a jutro wracam do pracy. W zasadzie to niezupełnie wracam, bo spotkało mnie bardzo miłe wyróżnienie - awans, więc od jutra biorę się ostro do roboty :) Obym tylko podołała i nie zawiodła zaufania, jakim zostałam obdarzona.

Blog również przez ten tydzień odpoczywał ode mnie, bo oprócz kurowania się i dochodzenia do formy, zajmowałam się też moim małym zapaleńcem oskrzelowym, więc wszystko inne odeszło w zapomnienie. Sytuacja na szczęście wraca do normy, więc dziś, tak na szybko, bo zaraz idziemy się nasłonecznić, zapraszam na słów kilka na temat płatków kosmetycznych.

Nigdy nie myślałam, że będę pisać o płatkach, bo traktuję je jako taki pewnik i oczywistość, więc po co się zagłębiać, ale coś sprawiło jednak, że upubliczniam swoje spostrzeżenia.


Nie jest tajemnicą, że lubię płatki Carea, które są dostępne w Biedronce - możecie to zobaczyć niemal w każdym denku, bo na tyle mniej więcej starcza mi opakowanie liczące 120 sztuk płatków. Czasem spotykałam się z komantarzami, że są one raczej kiepskie lub średniawe i tak się zastanawiałam skąd takie rozbieżności? Zdaję sobie sprawę, że są różne upodobania i przyzwyczajenia, ale ostatnio sama zobaczyłam z czego to może wynikać.

Kiedyś kupowałam płatki w pojedynczych opakowaniach, ale odkąd pojawiły się te w potrójnych to zawsze wybieram te drugie. I zawsze mam je w zapasie. No, prawie zawsze, bo parenaście dni temu przeżyłam niemiłe zaskoczenie - worek pusty, szuflada pusta a w koszach sklepowych też nie widać trójpaków :/. Wzięłam więc pojedyncze, fioletowe opakowanie i okazało się, że to nie to samo...
Nie sprawdzałam jak sprawa się ma z zielonymi, ale podejrzewam, że podobnie.


Różnicę widać już w długości obu opakowań - u góry płatki 3-warstwowe z trójpaka (bardziej zbite), u dołu te pojedyncze. 
(na każdym kolejnym zdjęciu płatki 3-warstwowe znajdują się po lewej stronie)



Bliższa analiza opakowań i kolejne różnice:


3-warstwowe mają 2 sznureczki do zawieszenia
a te drugie tylko jeden
Skład 3-warstwowych to 70% bawełny i 30% kompozycji włókien poliestrowych a te zwykłe to 100% bawełny.




Różnią się też ilością prążków


i grubością



Podsumowując, te zwykłe płatki dostępne w regularnej sprzedaży faktycznie są trochę gorzej wykonane od tych 3-warstwowych - czasem rozwarstwiają się już podczas wyciągania z worka. Uważam jednak, że nie wpływa to na usuwanie makijażu czy zmywanie lakieru. Te 3-warstwowe mogą jedynie sprawiać wrażenie takich mocniejszych i lepszych, więc bardziej skutecznych. Ja się na to nabieram i wybieram trójpaki, tym bardziej, że po przeliczeniu na pojedyncze opakowania wychodzą taniej.

Na szczęście, od jakiegoś czasu trójpaki znów są dostępne, tym razem ciut drożej, bo za 5,99 zł. Wzięłam i zielone i fioletowe, więc mam spokój na parę miesięcy. Uff! ;)



Kupujecie je? Zauważyłyście różnicę?

niedziela, 16 marca 2014

Diamentowe i złote peelingowanie czyli peeling-masaż myjący i peeling-masaż drenujący od Eveline

Marzec nas nie rozpieszcza i przypomina, że jeszcze może być różnie - w końcu w marcu jak w garncu. Od kilkunastu dni walczę z przeziębieniem i już już wydawało się, że wygrywam a tu wczoraj znowu dreszcze i gorączka... Jedyne o czym marzę to L4, choć parę dni, abym mogła zregenerować siły, bo takie tempo jak widać mi nie służy. Ale dosyć tego biadolenia :) Przejdźmy do tematu

Oba peelingi otrzymałam od firmy Eveline na spotkaniach blogerskich, jeden w Lublinie a drugi w Chełmie. Już patrząc po opisie miałam swój typ, ale czy sprawdził się w używaniu? O tym za chwilę


Złoty peeling-masaż drenujący 
diamentowy peeling-masaż myjący


Oba peelingi znajdują się w tubkach mieszczących 250 ml produktu (200 + 50 gratis ;)). Nawet design jest podobny, różni je tylko kolorystyka i obietnice.

Informacje o produkcie:

 
Zamykanie jak widać na zatrzask, nic się nie zacina i nie urywa, wygodnie się nim operuje w wannie lub pod prysznicem. Otwory wychodzące identyczne, ale miałam wrażenie, że złoty peeling wyduszało się nieco łatwiej, może chodzi o gęstość produktu choć według mnie i tu nie było różnic.


Po lewej złoty peeling, po prawej diamentowy - jak widać, kolorystyka dopasowana do nazwy.



Dopiero na zdjęciach zobaczyłam, że złoty peeling ma złote drobinki - nie martwcie się jednak, na ciele po użyciu nic nie zostaje. Tu widać je lepiej:



Jeśli chodzi o działanie to również nie zauważyłam różnicy - peelingi mają taką samą gęstość i ilość drobin ścierających. Podczas masowania czuć przyjemne mrowienie skóry, ale podrażnienia czy zaczerwienienia nie występują. Stosowałam je głównie na nogi, przed depilacją.

Jedyne co je różni to zapach. I tu właśnie przechodzimy do mojego typowania, bo za złotem zbytnio nie przepadam (jedynie obrączka może być w tym kolorze) i to właśnie diamentowy po opisie był moim faworytem. Pierwszy wąch zweryfikował jednak wszystko, bo okazało się, że to jednak złoty pachnie o wiele przyjemniej, tak jakby cytrusowo czyli bardziej orzeźwiająco. Ze względu na zapach częściej sięgałam po złoto.

Cena:
24,99 zł

Dostępność:
drogerie

Nie wiem czy sama skusiłabym się na zakup obu peelingów. Biorąc pod uwagę, że to w gruncie rzeczy zwykłe zdzieraki, które nie robią nic wielkiego z cellulitem to wolę sięgać po tańsze wersje i przynajmniej mieć jako taką świadomość walki z problemem. Ale w sumie jako osoba z niedowagą, której cellulit nie jest aż tak widoczny może powinnam sięgnąć po bardziej profesjonalne metody. Albo zwyczajnie zaakceptować tego brzydkiego przyjaciela. 


Bo wiecie czemu faceci nie mają cellulitu??? 
Bo jest brzydki!!! :D


Znacie? Który z nich jest Waszym faworytem?

czwartek, 13 marca 2014

W podwodnym świecie z lakierami Avon - Enchanted Siren i Shipwreck

Tydzień temu wystartował nowy katalog, w którym zadebiutowały 4 odcienie lakieru szybkoschnącego: Enchanted Siren, Lure, Shipwreck i Underworld - jak widzicie, wszystkie nazwy nawiązują do morskich kilmatów, więc stąd mój tytuł. Oczywiście mam wszystkie i jak tylko wyciągnęłam je z pudła to od razu musiałam maznąć każdym kolorem :). Dzięki temu wiem, że tylko 2 z nich są w moim typie a reszta to jednak nie to. Zapraszam Was na mało tekstu i całą masę zdjęć



Enchanted Siren i Shipwreck

Butelki, pojemność i pędzelek standardowe dla lakierów Avon. Pędzelek równomiernie rozprowadza te drobinki, więc nie ma gołych placków. To moje pierwsze flejksowe lakiery i jestem nimi zauroczona od pierwszej chwili! Tak pięknie się mienią i w słońcu i bez, że nie mogę się napatrzeć :) 

dla mnie to morski i jasno-zgniło-zielony ;)


Paznokieć nie jest tak gładki jak po zwykłym lakierze, ale też nic nie odstaje i nie denerwuje (tak jak było to podobno z bezbarwną bazą avonową). 


Po jednej warstwie są prześwity, więc konieczne są dwie

 

Tu już wszędzie są 2 warstwy

 

 

 
I zdjęcia w słońcu





Lakier schnie faktycznie bardzo szybko i już po chwili możemy malować drugą warstwę, która również nie stwarza problemów w tej materii. Trwałość jest standardowa dla lakierów drobinkowych - 2-3 dni bez odprysków, końcówki ścierają się minimalnie. Zmywanie trochę bardziej wymagające, ale nie tragiczne.

Dostępność:
konsultantki

Cena:
14,99 zł pojedynczo (ja kupiłam 2 pary po 19,99 zł każda, więc super jak dla mnie) 

A tu 4 odcienie na bazie z lakieru marmurkowego Lemax - nie chciało mi się już tracić czasu na zmywanie :) Underworld okazał się być najgorszym w obsłudze - robił ogromne prześwity i co pociągnęłam pędzelkiem, zeby je zniwelować to od nowa ścierałam wcześniejszą warstwę. Lure jest nawet ładny, ale dla mnie trochę za ciemny.



Który z dwóch prezentowanych podoba Wam się bardziej? A może typujecie jednak któryś z tych wyeliminowanych przeze mnie?

niedziela, 9 marca 2014

Matująco-wygładzający puder bambusowy, Mariza

Zamiast pisać tego posta powinnam teraz klikać coś innego, ale tak już mam, że to, co nieuniknione a trudne odkładam na ostatnią chwilę a wolę się zająć czymś przyjemnym - choć to w sumie takie przekombinowane stwierdzenie, bo im szybciej skończyłabym nieuniknione, tym szybciej zajęłabym się czymś MEGA przyjemnym i pożądanym ostatnimi czasy czyli snem a tak, na własne życzenie opóźniam ten moment i skracam czas spania... 
Niedawno co prawda pisałam o pudrze wykańczającym makijaż, ale kolejne opakowanie takiegoż produktu zbliża się ku końcowi i nie mogę nie poświęcić mu tu trochę miejsca. 
Oto

puder bambusowy
wygładzająco-matujący



Od producenta:
Intensywnie matuje, wygładza i pielęgnuje cerę, a także przedłuża trwałość makijażu. Pozostawia transparentne wykończenie, dzięki czemu jest odpowiedni do każdego typu karnacji.


Puder znajduje się w opakowaniu tradycyjnym dla prasowańców Marizy z linii Selective - jest to okrągłe pudełeczko zamykane na zatrzask. W środku mamy lusterko a puder od gąbki jest oddzielony folijką. Byłam pewna, że robiłam fotki przed pierwszym maźnięciem pędzla, ale jednak nie mogę ich nigdzie znaleźć... Może w końcu wyrobię w sobie ten nawyk.

Puder jest dość słabo sprasowany (to również cecha charakterystyczna marizowych prasowańców) i przez to trochę pyli i ma słabą wydajność - nie zapisałam sobie dokładnej daty pierwszego użycia, ale mniej więcej po 2 tygodniach używania zauważyłam, że denko zaczęło się przebijać :/ Zwykle na twarz używam ok. 5 takich konkretnych maźnięć pędzlem po tafli (policzek, policzek, pół czoła, pół czoła i nos z brodą) i jest to ilość dla mnie idealna, bo twarz jest dobrze przypudrowana a jednocześnie nie zabielona (czytałam, że przesada może do tego doprowadzić). Przy takim używaniu myślę, że powinien mi wystarczyć na 1-1,5 miesiąca, więc nie jest to zadowalający czas.



Puder nie podkreśla suchych skórek, nie zbiera się w zmarszczkach i nie zapycha!!! Dodatkowo matuje na bardzo długo i twarz wygląda faktycznie na wygładzoną a wszelkie niedociągnięcia podkładowe są wyrównane. 


Skład:


Dostępność:
konsultantki

Cena:
20,90 zł/7 g

Jestem z niego bardzo zadowolona i oceniam go na równi z uwielbianym do tej pory ryżowym, choć tamten spisywał się lepiej pod względem wydajności, ale za to był sypki, więc raczej stacjonarny. Cieszę się, że miałam okazję dorwać go w super cenie (10,90 zł) i szkoda, że nie kończy się trochę wolniej. Nie wiem czy kupię go w cenie regularnej a wątpię, żeby niedługo znów miał się pojawić w takiej promocji.
Niebawem przyjdzie pora na rozpoczęcie pudru bambusowego BU i przy jego recenzji będę mogła określić, który z tych dwóch bambusów spisywał się lepiej. Cena i pojemność póki co wskazują na BU.



Znacie już ten puder? Jak wrażenia?

środa, 5 marca 2014

Lutowe zakupy

Dziwaczna pogoda za oknem i osłabiona odporność spowodowana przemęczeniem sprawiły, że coś zaczyna mnie łapać... Zanim się położę z nadzieją na cudownie leczniczą moc snu, zaprezentuję Wam moje zakupy z lutego. Tym razem wyszło mniej niż poprzednio (uff!), ale marzec zaczął się dość ostro i już się boję podsumowania za miesiąc.

TADAM!


 * Jeszcze grudniowe zakupy wizażowe u użytkownika darmarsklep - zapłacone w grudniu, ale dopiero w lutym dotarły do mnie, więc potraktuję je jak aktualne:
- Dermacol 
- Anna, nafta kosmetyczna
- pilnik
(wszystko razem ok. 24 zł z wysyłką)



* Tołpa - zamówienie przy okazji obniżonych kosztów dostawy:
- łagodzący koncentrat wzmacniający
- matujący krem nawilżający
- próbki
(za wszystko 35 zł z wysyłką)



* Kolejne zamówienie wizażowe w darmarsklepie i BU:
- Marion, plasterki (już je skończyłam)
- Beauty Formulas, plasterki 
(takie same w sklepie widziałam w 3-paku za 15 zł a ja za to opakowanie zapłaciłam 2,89 zł)
- kolczyki ćwieki - w zasadzie to nie wiem po co, bo nie chodzę w kolczykach...
- Biochemia Urody, puder bambusowy - jupi!!! 
W końcu udało mi się go dorwać :D
(wszystko razem ok. 22 zł)




* Avon - skromne zamówienie z katalogu 3 (nowości z Planet Spa):
- peeling z kolumbijską kawą
- masło z kawą
(dziś się jednak okazało, że nieotwierane masło pójdzie w świat, bo nie mogłam się oprzeć innemu - ale o tym w kwietniu ;))



* Kawy i herbaty świata:
- Himalaya, mydło z miodli i kurkumy
poszłam po piankę, ale nie było, więc póki co wybrałam mydło




* Avon cd:  
- kolorowe kredki
nie wiem jeszcze, które zostaną u mnie a których się pozbędę

 


A jak u Was w lutym? Zachowałyście umiar czy wprost przeciwnie?