Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 września 2015

Książki sierpnia

Oto przegląd ostatniego wakacyjnego stosiku i podejrzewam, że już większy w tym roku się nie powtórzy. Znowu czasu i sił za mało by czytać tak intensywnie jak latem a tyle pozycji czeka i kusi!


1. Matthew PEARL "Cień Poego" 

Najgorsza pozycja sierpniowego stosiku... Totalne rozczarowanie po, tak dobrze zapowiadającym twórczość autora, "Klubie Dantego". Pozycja nudna, akcja wlecze się jak żółw, ciągle coś jest powtarzane i rozpisywane... Prawnik Quentin Clark próbuje wyjaśnić tajemnicę śmierci Edgara Allana Poego, traci przez to poczucie rzeczywistości i powoli odwracają się od niego bliscy i przyjaciele. Pojawiają się czarne charaktery, niebezpieczne momenty, ale wszystko jest tak naiwne a kroki Clarka robione na siłę, podpierane mizernymi przesłankami aż wkurzają. Skończyłam, bo liczyłam na to, że pod koniec coś się rozkręci a tu lipa. Zdecydowanie odradzam!



2. Virginia C. ANDREWS "Mroczny anioł"

Druga część cyklu o rodzinie Casteel. Główna bohaterka, Heaven Leigh Casteel, przeprowadza się do swojej dziwacznej babci i zaczyna się kształcić w szkole, gdzie jest prześladowana, próbując jednocześnie rozwiązać tajemnicę ucieczki matki od życia w dostatku do nędznej chatki na wsi. Poznaje brata (Troy'a) swojego przybranego dziadka Tony'ego i, wbrew jego ostrzeżeniom, nawiązują romans a powód dla którego miała się trzymać od niego z daleka jest zaskakujący. Heaven poznaje sekret rodziny i książka się kończy. Czekam aż dostanę następną część w bibliotece.



3. Magdalena SAMOZWANIEC "Zalotnica niebieska"

Powieść biograficzna o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Jej twórczość nie jest mi obca choć szczególną miłością darzę zdecydowanie mocniej Halinę Poświatowską. Ale nie o tym! Tu poznajemy Marię z perspektywy jej siostry Magdy, obie są córkami Wojciecha Kossaka. Mało znałam do tej pory autorkę mojego ulubionego jej tomu "Pocałunki", więc nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Maria miała aż trzech mężów! (dziwne to dla mnie, bo te czasy nie wydawały mi się być tak "wyzwolone") Książka zawiera ciekawe wspominki, fragmenty prywatnych listów czy wierszy - warto po nią sięgnąć jeśli kogoś interesuje poezja polska.



4. Mirjam MOUS "Boy 7"

W sumie to druga słaba pozycja sierpnia... Powieść, nie umniejszając, dla nastolatków. Słaba jak na thriller. Główny bohater, Boy 7, budzi się na odludziu, nie wie kim jest ani jak się tu znalazł a na komórce ma jedynie nagraną wiadomość i to on jest jej zarówno nadawcą jak i adresatem. Próbuje dowiedzieć się czegoś o sobie, powoli wraca mu pamięć a osoby, które mu pomagały, okazują się nie być tymi, za które się podawały. Historia z happy end'em, ale raczej marnego gatunku. Strata czasu.



5. Alexandra Fuller "Dziś wieczorem nie schodźmy na psy"

Autorka opowiada o swoim dzieciństwie w Afryce. Pozycja ciekawa o tyle, że przedstawiona jest tam zupełnie inna rzeczywistość, inny świat, trudne warunki życia w kraju z toczącymi się konfliktami. Rodzina nieco patologiczna jakby oceniać teraz - ojciec non stop kopci fajki przy dzieciach, matka nie radzi sobie z problemami, więc ucieka w alkohol, ale na swój sposób kochająca się i sobie oddana. Momentami wiało nudą, ale nie jest to zła pozycja. Ot, nieco inna niż te co lubię


6. Kurt VONNEGUT "Rysio Snajper"

Moja pierwsza powieść Vonneguta. Nie wiedziałam do końca czego się spodziewać, ale nie czuję rozczarowania. Na pozór lekka historia, opowiedziana z dużą dawką czarnego humoru, kryje w sobie coś głębszego, coś nad czym warto się zastanowić. Rudy Waltz zyskuje przydomek Rysio Snajper gdy, mając 12 lat, przypadkowo zabija kobietę w ciąży. Winę bierze na siebie jego ojciec, trafia za to do więzienia a Rudy od tego momentu staje się służącym w domu rodzinnym. Absurdalne historie przeplatane ciekawymi przepisami kulinarnymi tworzą powieść, którą czyta się błyskawicznie. Myślę, że warto po nią sięgnąć.




7. Zygmunt MIŁOSZEWSKI "Bezcenny" 
Kolejna powieść Miłoszewskiego, która wciągnęła mnie bez reszty! Już zresztą na początku cieszyłam się, że jest dość gruba i pisana drobnym drukiem, ale i tak za szybko się skończyła. Czwórka głównych bohaterów, pani historyk sztuki, marszand (jej były partner), szwedzka złodziejka dzieł sztuki i emerytowany oficer służb specjalnych, podejmują się niezwykle trudnego zadania - mają wykraść obraz Rafaela Santi, który został zrabowany i wywieziony z Polski w czasie II wojny światowej. Zadanie okazuje się być pułapką, ale rozpoczyna w ten sposób szereg wydarzeń, które mocno trzymają w napięciu, choć momentami wydają się być nazbyt przesadzone. Zakończenie mnie rozczarowało, ale powieść jako całość zdecydowanie godna polecenia.



Wyzwanie? Tylko jedna pozycja...
* w tytule jest imię - Rysio


Zaciekawiła Was któraś pozycja? Co ciekawego przeczytałyście ostatnio?

sobota, 26 września 2015

Kropla Zdrowia, regenerujący krem do rąk z borowiną i masłem Shea

Podczas ostatniego spotkania blogerek w Chełmie od firmy Słoik i Tubka otrzymałam krem do rąk nieznanej mi dotąd firmy Kropla Zdrowia. Po pierwsze, Słoik i Tubka zajmują się sprzedażą kosmetyków naturalnych, organicznych i ekologicznych takich firm jak m. in. Sylveco, Bomb Cosmetics czy właśnie wspomnianej Kropli Zdrowia. Z kolei Kropla Zdrowia ma w swojej ofercie trzy linie produktów: Eco Gold (produkty kosmetyczne z olejkiem arganowym), Ekologiczną (maseczki i mydła) i Medyczną. Mój krem pochodzi z tej ostatniej linii. Jeśli jesteście ciekawe opinii o moim kremie to zapraszam

*masło Shea - chroni i wzmacnia cement komórkowy warstwy rogowej skóry, co poprawia jej elastyczność; jest naturalnym filtrem słonecznym, łagodzi podrażnienia, poprawia koloryt skóry;
*borowina - działa rozgrzewająco i rozluźniająco na skórę poprawiając jej ukrwienie i wygląd; nadaje skórze lekko kwaśny korzystny odczyn wspomagający naturalny płaszcz wodno-lipidowy skóry;
*olej avocado - dostarcza naturalnych substancji wzmacniających odporność skóry na zewnętrzne szkodliwe czynniki, zmiękcza skórę;


Krem znajduje się w zakręcanej tubce o pojemności 50 ml. O ile nie lubię tego typu zamykania w kremach do rąk to tu jestem zadowolona, bo krem, ze względu na swoją małą pojemność, wylądował w torebce (stąd opakowanie jest tak przybrudzone) i dzięki zakręcaniu mam pewność, że nie otworzy się sam w tym zapchanym otoczeniu. Otwór wylotowy jest mały, więc łatwo wydobyć potrzebną ilość produktu.

Krem jest biały i gęsty, pachnie raczej mało przyjemnie, bo tak "medycznie", leczniczo. Bardzo dobrze rozprowadza się na dłoniach i szybko wchłania, nie pozostawiając po sobie nieprzyjemnej, tłustej warstwy, co zdarzało mi się często w przypadku kosmetyków z masłem Shea (myślę, że to też zależy od skóry na dłoniach - moje dłonie nie są suche, ale i tak bardzo szybko spijają ten krem). Zapach jest wyczuwalny przez pewien czas po aplikacji, ale na szczęście nie jest duszący czy bardzo intensywny, trzeba się wwąchać aby poczuć.

Co do działania to nie umiem się wypowiedzieć na temat regeneracji naskórka, ponieważ bardzo dbam o dłonie, cały czas je nawilżam i peelinguję, więc nie mam z nimi większych problemów. Zwykle kłopoty zaczynają się z nadejściem pierwszych mrozów (mam uczulenie na zimę i dłonie robią się suche, miejscami skóra mi pęka na palcach) i jestem bardzo ciekawa jak ten krem poradzi sobie w kryzysowych momentach. Póki co jestem zadowolona z poziomu nawilżania jaki mi dostarcza.
Ważne, że krem musi być zużyty w ciągu 6 miesięcy po otwarciu (a nie jak inne kremy w ciągu 12 miesięcy), ale mała pojemność pozwoli mi się wyrobić w czasie ;)

Podsumowując, cieszę się, że trafił mi się krem do rąk, choć mam ich sporo w swoich zapasach. Produkt ten jest dobry w swoim działaniu, ale niestety jego cena nie przekona mnie do powrotu. Moje dłonie nie są wymagające, więc tańsze, drogeryjne czy katalogowe kremy, doskonale radzą sobie z pielęgnacją moich dłoni i w ich przypadku mogę przynajmniej wybrać sobie zapach, który w pełni mi odpowiada i dodatkowo uprzyjemnia używanie.

Cena:
16,11 zł/50 ml

Dostępność:
sklep internetowy tu i tu (pod ostatnim linkiem kosztuje 14,50 zł)

Skład:

Od firmy otrzymałam również 3 próbki kremów Sylveco, ale one czekają w kosmetyczce na weekendowe wyjazdy.


Znacie ten produkt? Zwykle do nawilżania dłoni wybieracie specjalistyczne produkty dermatologiczne czy wystarczą Wam tańsze, drogeryjne?

środa, 23 września 2015

Kolejne zamówienia z AliExpress

Tutaj pokazywałam Wam moje pierwsze zamówienia z AliExpress a dziś przyszła pora na ciąg dalszy. W następnych krokach skupiłam się na twarzy i paznokciach i oto, czego potrzebowałam


Na pierwszy ogień poszły paznokcie i skusiłam się na korektor do lakieru, zestaw do stemplowania i kilka płytek

 korektor z trzema końcówkami - 2,76 zł
5 płytek - 1,17 zł/szt

zestaw do stemplowania - 3,11 zł

Póki co testowałam tylko korektor i szybko radzi sobie z maznięciami poza płytką. Jak końcówki będą suche to mam zamiar maczać je w zmywaczu, bo to będzie z pewnością dokładniejsze  bardziej wygodne niż stosowane do tej pory przeze mnie patyczki do uszu. Do stemplowania mam zamiar zabrać się w najbliższej wolnej chwili ;)

Z kategorii twarzowej wybrałam
czarna maseczka oczyszczająca - 9 zł
pędzelek do nakładania maseczek - 2,47 zł

Na maskę jeszcze nie miałam czasu, ale planuję zacząć od nosa. Czytałam o niej różne opinie i jestem ciekawa jak sprawdzi się u mnie. Z kolei pędzelek to zamiennik dla stosowanego do tej pory przeze mnie pędzla z Avonu, który zgubił już chyba większość włosia i nie da się z nim współpracować a bardzo spodobało mi się nakładanie masek w ten sposób i nie umiem już inaczej. Ten wydaje się być lepiej sklejony, ale już podczas pierwszego nakładania i mycia czarna końcówka odkleiła mi się od białej rączki i mam dwuczęściowy pędzel ;). 
Możecie mi polecić jakiś dobry pędzel do nakładania maseczek?

Wszystkie te produkty dotarły do mnie po paru tygodniach od zamówienia. Najdłużej czekałam na maskę, ale nie było to dłużej niż miesiąc, więc nie jest źle. Chciałabym teraz znaleźć coś fajnego z ciuchów. Upatrzyłam coś w stacjonarnym chińczyku i sprawdzę jak ceny na Ali, ale to może dopiero na weekendzie, jak nie będę wiedziała, co zrobić z wolnym czasem ;).


Wpadło Wam ostatnio coś ciekawego z Ali? A może wciąż nie możecie się przekonać?

sobota, 19 września 2015

Avon, Modern Romance Collection, odcień Innocence

Jesień za pasem, więc zewsząd pojawiają się nowe odcienie lakierów. Kolory przygaszone, stonowane, w sam raz na co dzień i od święta. Avon również wychodzi na przeciw ze swoją nową kolekcją składającą się z 6 jesiennych odcieni.

Zwykle moje paznokcie nie podążają za tym, co modne, ale dzisiejsza pochmurna pogoda skłoniła mnie do zaprezentowania odcienia Innocence. To bardzo przyjemny szaraczek z lekką nutą fioletu, zobaczcie

Odcień w butelce nie różni się od tego prezentowanego w katalogu i jest niezwykle uroczy. Już jedna warstwa bardzo dobrze kryje cała płytkę i szybko wysycha. Nie tworzą się smugi podczas malowania a płytka z lakierem nie jest podatna na drobne uszkodzenia czy zadrapania.

Pierwszy raz pomalowałam paznokcie jak tylko otrzymałam lakier. Było to wieczorem i rano nie zauważyłam śladów pościeli na nich :) Niestety, ale moje rozwarstwione paznokcie nie pozwoliły mi zbyt długo cieszyć się tym kolorem i już w ciągu dnia pojawiły się pierwsze ubytki, uszczerbienia i to mimo tego, że nie miałam wtedy zbytniej styczności z wodą. Wieczorem musiałam zmyć lakier, bo wyglądało to już mało estetycznie, skróciłam paznokcie do minimum i teraz wyglądają o wiele lepiej. Liczę, że dzięki temu wydłuży się też trwałość.






Lakier, w cenie 9,99 zł/10 ml, pojawi się w katalogu 14 Kolory Jesieni, który będzie obowiązywał od 1 października. Oto reszta odcieni z kolekcji

Podoba Wam się któryś z nich? Skusicie się?

środa, 16 września 2015

JoyBox, wersja XL - prezentacja zawartości

Poprzednia edycja JoyBoxa tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam skusić się na wersję XL. Tym razem zawartość boxa nie jest jednak tak wypasiona jak poprzednio, ale to dopiero mój drugi raz z Joy'em, więc nie umiałam się oprzeć. Całość też zostawiłam losowi - miałam jakieś swoje typy wśród tych 3 kosmetyków do wyboru, ale nie wiedziałam czy czasem nie trafią do tej samej kategorii  (tak się właśnie stało z konturówką Mary Kay i tuszem Muse) i na nic szczególnie się nie napalałam (no może właśnie poza tuszem Muse, ale ten szczęśliwie trafił do mnie na spotkaniu blogerek), ustawiłam sobie przypomnienie w telefonie, ale akurat zaczęło mi dzwonić podczas buszowania w sh i, nie potrafiąc zrezygnować z jednego dla drugiego, do domu dotarłam gdzieś półtorej godziny po rozpoczęciu sprzedaży. Wielu produktów już  nie było, więc wróciłam do grzebania w sieci... Box jednak cały czas wracał mi na myśl i ostatecznie go zamówiłam

Wielkie pudełko w kolorze miętowym ozdobione uroczą koronką (od razu przepraszam za jakość zdjęć, ale rano nie mam na to czasu a po pracy już nie jest tak ładnie na dworze)




Zawartość każdego pudełka:
Head & Shoulders, szampon przeciwłupieżowy "Gęste i mocne" - 15,99/400 ml

Cztery Pory Roku, serum do rąk i paznokci - 10 zł/50 ml

No 36, jedwab w spray'u - 10 zł/75 ml

 SheFoot, krem do stóp z komórkami macierzystymi - 27,90 zł/75 ml

Dermo Future, wypełniacz ust - 18,99/12 ml

Vichy, rozświetlający krem Idealia - produkt miniaturowy

 Yves Rocher, lakier do paznokci - 14,90/5 ml
kolor wybierany losowo

 Cleanic, zmywacz do paznokci - 1 zł

wrześniowy Joy i ulotki

Kategoria 1 (do  wyboru był jeszcze olejek Evree i paletka cieni Essence):
Allverne, woda micelarna - 7,50 zł/100 ml

Kategoria 2 (do wyboru błyszczyk i krem do rąk Esotiq, samoopalacz FakeBake, olejek arganowy Biotanic, konturówka Mary Kay i tusz Muse)
 BeeYes, maseczka do twarzy na jadzie pszczelim - produkt miniaturowy

Kategoria 3 (do wyboru płatki kolagenowe Beauty Face)
Wibo, rozświetlacz - 12 zł


Zawartość może średnia, bez szału, ale nie jest źle. Cieszę się, że nie trafił mi się siwy lakier (bo ten odcień wybrałam w czerwcu z magazynem) a reszta też na pewno się zużyje, bo to taka podstawa pielęgnacji, do tego zakupiona w sumie w korzystnej cenie (59 zł cały box, wysyłka gratis). Na pierwszy ogień poszedł wypełniacz ust i po kilku użyciach jestem pozytywnie nastawiona.
Jak macie ochotę to możecie go sobie jeszcze zamówić tutaj a ja tymczasem z niecierpliwością czekam na kolejną edycję.


Co myślicie o zawartości? Skusiła Was ta edycja? A może jakiś inny box?

sobota, 12 września 2015

Zmysłowa woda perfumowana Nicole 107

No i się zaczęło... Od wtorku pracuję, więc obawiam się, że będzie mnie tu teraz mniej - niby wieczory mam wolne, ale jedyne o czym wtedy marzę to książka, herbata i ciepłe łóżko. Nawet jeść mi się nie chce gotować.
Korzystając z brzydkiej pogody i wolnej chwili podzielę się z Wami opinią o wodzie, którą ostatnio testowałam. Firma Trusted Cosmetics zaproponowała mi współpracę i wybór padł na wodę o numerze 107, z linii zmysłowych

Nie znam popularnych perfum markowych, więc mój wybór był całkowicie w ciemno. Wybierałam po nazwie i teraz nie mogę znaleźć gdzie jest napisane, że woda nr 107 to coś w podobie Pure Poison (Christian Dior), ale taki właśnie był mój typ.
Woda dotarła bezpiecznie po pewnym czasie, ale o mały włos jej nie stłukłam podczas wyciągania z koperty i tu plus za grubość szkła, bo butelka tylko się odbiła od płytek i nie ma na niej nawet śladu po najmniejszym uszczerbku.


Oto skład wody:
piżmo, mandarynka, jaśmin, drzewo sandałowe, kwiat pomarańczy, gardenia, ambra, bergamotka


Zapach jest bardzo przyjemny, taki faktycznie zmysłowy, bardzo kobiecy, seksowny i głęboki. Pierwszego dnia bardzo przypominał mi moją ulubioną avonową wodę czyli Herve Leger Femme, ale jak sprawdziłam nuty tej drugiej to okazało się, że nie mają ze sobą nic wspólnego :) Dobrze, że nos nie umie czytać i czuje to co chce!
Trwałość jak dla mnie jest zadowalająca - wiadomo, że zapach najdłużej czuć na ubraniu, trochę na włosach, ale i na ciele nawet po kilku godzinach uwalniają się jego ostatnie podrygi. Ze względu na ten zmysłowy charakter zapach bardziej pasuje mi na wieczory, ale w chłodniejsze dni też  nie jest męczący. 

Buteleczka z matowego szkła, nie wyróżnia się niczym specjalnym, ale dzięki swojemu praktycznemu kształtowi, nie potrzebuje wiele miejsca i zmieści się w każdej torebce. Reszta też jest równie funkcjonalna: korek wchodzi ciasno, więc nie otworzy się i nie wyleje, naklejki się nie odklejają, napis nie ściera a samo szkło nie rysuje (niby to nic wielkiego, ale miałam kiedyś taką ampułkę 20 ml innej firmy i szkło się odbarwiło a korek cały czas latał po torebce). W środku mamy 30 ml wody, więc tak w sam raz, aby zapach nie zdążył się znudzić ;)

Cena:
24,99 zł/30 ml

Dostępność:
tutaj


Znacie te wody? Na którą kategorię się skusiłyście? Dobrze trafiłyście?

niedziela, 6 września 2015

Sierpniowe zakupy i prezenty ze spotkania blogerek w Chełmie

W piątek miała miejsce historyczna chwila, bo po raz pierwszy od jakichś 5-6 lat odwiedziłam fryzjera! Myślałam o tym od dawna, ale trochę się bałam i wydawało mi się, że nożyczki fryzjerskie załatwią sprawę i sama będę w stanie ogarnąć problem - jednak i tu zwykle cięłam asekuracyjnie, zbyt mało, aby mogło to pomóc. Takim decydującym momentem przełomowym było ujrzenie zdjęć moich włosów, które wyglądały tragicznie! Od razu nałożyłam olejek na noc a następnym krokiem było umówienie się na wizytę do profesjonalisty. Nie pytałam, nie szukałam tylko po prostu weszłam do ładnie wyglądającego salonu i umówiłam się na wizytę. Wybór padł na salon A. Fryga i jestem bardzo zadowolona z efektu. Włosy skróciłam o jakieś 10 cm i dzięki temu pozbyłam się już niemal całkowicie schodzącego mi od paru lat odrostu. Pani Justyna miała dość trudne zadanie, bo sama nie bardzo wiedziałam, czego potrzebuję, ale doszłyśmy do porozumienia i wygląda na to, że będę tam zaglądać częściej. Dzięki tej wizycie zdałam sobie sprawę z tego, jak niewiele potrzeba, aby poczuć się lepiej i że nie wszystkie bajki o fryzjerach są prawdą. Czasem po prostu wystarczy wybrać dobry salon :)

Po tym przydługim wstępie (wybaczcie, ale musiałam się tym z kimś podzielić ;)) zapraszam Was na przegląd moich nowości z ubiegłego miesiąca. Sama starałam się ograniczać z zakupami, ale były okazje, którym nie umiałam odmówić. No i końcem miesiąca prezenty ze spotkania blogerek skutecznie uzupełniły zapasy ;) Ale zacznijmy od początku

A) Bingo Spa - rabat 50 zł przy zakupie za ok. 75 zł, więc zrobiłam zapas soli do kąpieli (za wszystko, razem z wysyłką, zapłaciłam jakieś 35 zł)
kilogramowe wory z solą
i inne solne różności

B) Avon - tym razem zachowałam umiar (krem z kwasami na noc, krem pod oczy redukujący cienie i korektor zmarszczek oraz bransoletka) 
  

C) Biedronka i Tso Moriri - mam bana na żele, ale temu zapachowi nie umiem się oprzeć ♥ tym bardziej, że wrócił do sprzedaży po długiej nieobecności :) skusiłam się również na tonik oczarowy Tso Moriri - od dawna był na mojej chciejliście i w końcu uległam (zaczynam na nowo przekonywać się do toników)

D) dalej Avon i Biedronka - tym razem tylko nowy płyn do higieny intymnej i odżywka Jantar w świetnej cenie

E) prezent od szwagierki - wieliczkowa sól do kąpieli o zapachu zielonej herbaty (nie wiem jak ona to zrobiła, bo zwykle mało gadamy o kosmetykach a tu nie dość, że sól to jeszcze o takim pięknym zapachu)

F) współpraca i moja woda Nicole (niedługo recenzja)

G) prezent od Avon za założenie konta dla konsultantek w banku BZ WBK

H) prezenty ze spotkania blogerek w Chełmie - UWAGA! dużo zdjęć








CD 









Jak widzicie, sporo tego. Dajcie znać czy znacie coś z moich nowości i jak spisały się u Was.
A może zainteresowało Was coś konkretnego i macie ochotę o tym poczytać?