Łączna liczba wyświetleń

sobota, 31 października 2015

Get this Halloween look ;)

Taaa, dziś Halloween. Jedni obchodzą, inni też, ale szerokim łukiem... Mi to święto jest obojętne. Nie spinam się na nie, ale z racji tego, że w pracy tematyka towarzyszyła mi przez ostatni tydzień a kolory tego święta są nawet ładne to postanowiłam coś tu dziś zamieścić (zaśmiecić). 
Zaczęło się od wczorajszej dyńki

A dziś od rana ostre przebieranki w łazience
spoko spoko - to tylko maseczka (od Jadwigi) na twarzy :)

No i wzięłam się za paznokcie


Myślałam, że to będzie szczyt moich możliwości i pomysłowości, ale nie - przed chwilą zaczęłam coś dziabać i oto, co wyszło
Od kciuka: pajęczyna jakaś dziwaczna, nutkowa; o pająkach lepiej nie wspominać, jedynie czacha jako-tako (pomyślałam, że lepiej jak napiszę co gdzie jest, żeby zaoszczędzić Wam zgadywania ;))

Do uzyskania tego efektu użyłam:


oraz internetowych inspiracji.


Śmiało! Możecie się ponabijać ;)

A u Was jak tam? Trwają przygotowania na Halloweenową imprezkę? Wszystko gotowe?

wtorek, 27 października 2015

Sylveco, hibiskusowy tonik do twarzy

Firma Sylveco na dobre zagościła już w blogosferze. Swoją przygodę z ichnimi produktami rozpoczęłam od pomadki z peelingiem i zakochałam się w niej od pierwszego użycia ♥. Kolejnym bardzo dobrym strzałem okazał się lipowy płyn micelarny (jeszcze go nie recenzowałam) a ostatnio zdenkowałam tonik hibiskusowy, który zmienił moje postrzeganie toników. Dlaczego? Zaraz się przekonacie


Z używania toników zrezygnowałam już jakiś czas temu. Te, które znałam nie spełniały moich oczekiwań, więc zastąpiłam je wodą różaną i, jeśli nadal nie było widać jakichkolwiek spektakularnych efektów, to przynajmniej zapomniałam o uczuciu zalepienia i ciężkości na twarzy. Poszło mi już kilka ćwiartek wody aż, za sprawą dermokonsultacji Sylveco, w ręce wpadł mi hibiskusowy tonik. No i się zaczęło ;)

Produkt otrzymujemy w plastikowej, brązowej butelce o pojemności 150 ml. Cały jest oklejony etykietą, ale 0,5-milimetrowy pasek prześwitu wystarcza, aby móc kontrolować ubytek. Otwieranie typu 'klik' pozwala na swobodny transport bez obaw o przeciekanie.

W środku znajduje się ciecz o mało zachęcającym czerwono-brązowym kolorze. Zapach powiedziałabym, że jest charakterystyczny dla produktów Sylveco, ale najbardziej zaskoczyła mnie jego konsystencja. Nie jest to rzadka woda, która szybko przesiąka przez wacik a lekko żelowy płyn, który na waciku trzeba 'rozdusić', bo 'stoi' w miejscu i nie chce się rozprzestrzeniać (wiem, że to co piszę brzmi dziwnie, ale tak właśnie to odbieram). Podobno można go używać z pominięciem wacika, wklepując delikatnie w twarz, ale ja lubię korzystać z niego w tradycyjny sposób.

Zwykle używałam go po porannym oczyszczaniu. Często korzystam z preparatów do mycia twarzy przeznaczonych do cery problematycznej, więc uczucie lekkiego przesuszenia nie jest mi obce i tym łatwiej było mi zaobserwować to niesamowite ukojenie i natychmiastowe nawilżenie po przetarciu nim twarzy (dało się to zauważyć także po maseczkowaniu). Miałam wrażenie jakbym nakładała na twarz mega lekkie serum, które bardzo szybko się wchłaniało i pozostawiało skórę 'jak-gdyby-nigdy-nic', tak naturalnie matową a jednocześnie wyglądającą zdrowo i świeżo. Wszelkie zmiany skórne nie były podrażnione, ale nie zauważyłam, żeby jakoś szybciej się goiły (nigdzie w sumie nie ma takich obietnic).
 

Cena:
ok. 15 zł (ja podczas dermokonsultacji kupiłam go za ok. 6 zł, bo była promocja)

Dostępność:
małe sklepiki zielarskie, internet

Skład:

Jak już wspomniałam na początku, ten produkt okazał się być kolejną godną polecenia pozycją z asortymentu firmy a dodatkowo sprawił, że (na nowo) polubiłam toniki i w tym momencie 3 kolejne czekają na swoje 5 minut. Oby tylko okazały się być równie trafione! Mimo aktualnego zapasu, tonik hibiskusowy z pewnością jeszcze nie raz wpadnie w moje ręce a i Wam polecam go bardzo gorąco.


A może już go znacie? Podzielacie moje zachwyty?

niedziela, 25 października 2015

Maska peel-off Papaja, Initiale

Na ostatnim spotkaniu w Chełmie, firma Initiale podarowała każdej z nas po maseczce peel-off. Nie jest to mój ulubiony rodzaj maseczek, właściwie to staram się ich unikać - kojarzą mi się z błyszcząca, lepką twarzą a tego nie lubię. Miałam kiedyś avonową maskę peel-off (sake i ryż), była biała i zasychała na matowo i dlatego bardzo ją lubiłam, choć zerwanie jej z twarzy to była masakra! Tym razem postanowiłam przełamać swoje opory, bo ucieszyło mnie przeznaczenie i obietnice, ale może po kolei

Intensywna regeneracja
papaja, arginina, prolina
* oczyszcza,
* poprawia koloryt,
* stymuluje odnowę komórek,
* wygładza powierzchnię skóry.



W kartoniku znajduje się saszetka z pomarańczowym, bardzo ładnie pachnącym proszkiem, który należy rozrobić z wodą. Konsystencja tego proszku jest podobna do mąki ziemniaczanej a 15 g to dla mnie zdecydowanie za dużo jak na jeden raz - po prostu nie mieści mi się to do mojego zestawu maseczkowego, więc musiałam go podzielić na pół. Rozrabiałam to z wodą różaną i wyszło mi coś bardzo glutowatego, co niestety ciężko było nałożyć równomiernie na twarz (za drugim razem miałam spróbować z normalną wodą, ale się rozpędziłam i zapomniałam). Papkę trzymałam na twarzy 15 minut - tam gdzie była grubsza warstwa to maskę zerwałam bez problemu/bez bólu, najgorzej było na brzegach twarzy, bo tam zdążyła zaschnąć na biało i resztki mogłam próbować zerwać (ze łzami w oczach) ręcznie lub myjąc twarz wodą z pianką - wszystko łatwo się domyło. 
Podczas zasychania czuć lekkie ściąganie i bardzo przyjemny zapach a po zabiegu twarz jest gładka, matowa, nie zaczerwieniona. Można zaobserwować przyjemne nawilżenie i miękkość a mimo uczucia ściągnięcia w trakcie tych 15 minut, nie muszę od razu wklepywać kremu tylko mogę się jeszcze nacieszyć tak miłą w dotyku skórą.


Dostępność i cena:
podobno w Hebe (ok. 10 zł), była też w Lidlu (5,99 zł)

Skład:

Firma posiada w swojej ofercie aż 8 rodzajów maseczek:
- odżywcza pielęgnacja Acerola - uelastycznia, wzmacnia skórę;
- źródło młodości Kolagen morski - nawilża, uelastycznia, redukuje zmarszczki;
- pielęgnacja i nawilżanie Oliwka - nawilża, hamuje procesy starzenia;
- mineralne wzmocnienie Chlorophyll - odświeża, wzmacnia, silnie tonizuje;
- odmłodzenie i rewitalizacja Kawior - odżywia, odbudowuje;
- odbudowa i rozświetlenie Luksusowa - rozjaśnia, relaksuje, regeneruje;
- oczyszczanie i regeneracja Drzewo herbaciane - wzmacnia, ujędrnia, oczyszcza;
i moja dzisiejsza.
Mam ochotę wypróbować Chlorophyll i Drzewo herbaciane - jak gdzieś na nie trafię to z pewnością wpadną w moje ręce. 


Co myślicie o maseczkach peel-off? Testowałyście te od firmy Initiale? A może macie na którąś ochotę?

niedziela, 18 października 2015

Książki września

Tak jak już pisałam ostatnio, zaczął się rok szkolny, praca i moje stosiki nie będą już tak imponujące jak te z wakacji. Nie umiem jednak zrezygnować z czytania i nawet zmęczona, do poduszki, czytam choć parę stron. We wrześniu miałam przyjemność z kilkoma interesującymi pozycjami, oto pierwszy mini stosik



1. Camilla Lackberg, "Ofiara losu" 

Kolejny tom sagi o Fjallbace. Przygotowania do ślubu Patrika i Eriki, jej docieranie się z przyszłą teściową oraz próby pomocy Annie z uporaniem się z przeszłością są tłem dla rozgrywających się wydarzeń. W wypadku samochodowym ginie kobieta, jednak dla Patrika od początku coś się nie zgadza a kolejna ofiara zdaje się potwierdzać te przypuszczenia - ach, ten jego nos! ;) W mieście kręcony jest głupawy program rozrywkowy, więc grono podejrzanych się powiększa a rozwiązanie jak zwykle zaskakuje, choć już można się spodziewać, że korzenie będą gdzieś głęboko w przeszłości. Tym razem mamy drobną zapowiedź tego, co będzie w następnym tomie, więc, zaintrygowana, musiałam szybko biec do biblio, żeby zachować ciągłość. Polecam.



2. Matthew Pearl "Zagadka Dickensa"
Pozycja o wiele lepsza od poprzedniej ("Cień Poego") choć nie tak dobra jak "Klub Dantego" (nawet mój syn zauważył to podobieństwo w tytułach). Tutaj mamy przyjemność poznać Charlesa Dickensa, jednak tylko poprzez retrospekcje, gdyż pisarz właśnie zmarł. Ginie też pracownik amerykańskiego wydawcy, który został wysłany, aby odebrać kolejne rękopisy drukowanej właśnie powieści pisarza. I wydawcy mają nie mały problem: czytelnicy, w żałobie po pisarzu, niecierpliwie wyczekują na dalsze losy Edwina Drooda a rękopisy znikają. Czy podróż do ojczyzny Dickensa przyniesie jakiś skutek? Uda się odnaleźć brakujące rozdziały? Czy w ogóle zostały one napisane? Przyjemna lektura z dreszczykiem. Polecam.


3. Camilla Lackberg "Niemiecki bękart"

Nie ma jej na fotce. Tym razem role się zamieniają: Patrik zajmuje się Mają w domu a Erica próbuje poznać przeszłość swojej matki i dociec przyczyn jej oziębłości względem siebie i swojej siostry. Tymczasem w mieście zostają znalezione zwłoki mężczyzny, którego prosiła o pomoc w rozpoznaniu przedmiotu znalezionego na strychu wśród rzeczy matki. Czy to tylko zbieg okoliczności? Czemu pamiętniki matki kończą się tak nagle? Patrik z kolei jest rozdarty, bo choć chce spędzać jak najwięcej czasu z córką to brakuje mu pracy i chętnie powęszyłby w tym, jakże ciekawie zapowiadającym się, śledztwie. Bardzo wciągnął mnie ten tom i aż żałowałam, ze tak szybko się skończył! Polecam gorąco.


I drugi mini stosik


4. Christer Mjaset "Białe kruki"

Najnudniejsza pozycja września. Z opisu wynikało, że to sensacja/kryminał/thriller i czekałam, czekałam na ten moment aż w końcu książka się skończyła... Pierwsze strony i operacja przy otwartej czaszce zapowiadały dobry thriller medyczny, ale potem wyszła z tego nudnawa do potęgi powieść obyczajowa. "Walka" pomiędzy trzema młodymi lekarzami o stałą posadę w szpitalu sprowadza się do jakiegoś węszenia, szukania swoich słabych stron i niedociągnięć. Może i tak to wygląda w rzeczywistości, ale czy to ma coś wspólnego z thrillerem i to w dodatku medycznym? Poza szpitalem jako miejscem akcji... Mimo wszystko mam ochotę na pierwszą powieść tego autora czyli "Lekarz, który wiedział za dużo". Może tu będzie lepiej skoro to bestseller.


5. Rolf i Cilla Borjlind "Przypływ"

Tu już o wiele lepiej - świetny pozycja! Studentka szkoły policyjnej, Olivia, jako pracę domową wybiera sobie niewyjaśnioną sprawę sprzed lat, którą prowadził jej zmarły ojciec - na plaży, podczas przypływu, w brutalny sposób zostaje zamordowana ciężarna kobieta. Młoda adeptka tak bardzo się w to wciąga, że wpada w tarapaty, bo okazuje się, że dobrze węszy. Dociera do policjanta Toma, który również pracował nad tą sprawą i wspólnie, choć z wielką niechęcią ze strony Toma, powoli dokładają brakujące elementy układanki. Rozwiązanie jest zaskakujące, choć nie powiem, żeby ta myśl nie przeleciała mi w pewnej chwili. Polecam a sama z ciekawością zagłębię się w kolejne tomy o Olivii i Tomie. 



Realizacja wyzwania tym razem bez zmian - chyba muszę zacząć szukać konkretów pod dane pozycje, bo inaczej nie uda mi się z realizacją.


Przeczytałyście coś ciekawego ostatnio?

sobota, 17 października 2015

Pianka oczyszczająca do mycia twarzy z olejkiem z drzewa herbacianego

Pianki oczyszczające lubię od zawsze. Aktualnie to mój numer jeden do demakijażu, dlatego poprzeczka ustawiona jest dość wysoko - nie wystarcza mi jedynie powierzchowne oczyszczenie, chcę mieć też dokładnie usunięty makijaż. Testowałam już masę tego typu produktów, w większości spisują się bez zarzutów i ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie napisałam o nich recenzji... Dziś będzie ten pierwszy raz, jednak, o czym za chwilę się przekonacie, niezbyt udany to debiut.

Powyższą piankę kupiłam jakiś czas temu w drogerii ekobieca. Chciałam dobrać coś do darmowej wysyłki czy jakoś tak a stosunkowo niska cena i obecność olejku herbacianego skutecznie mnie do niej przekonała. I jak się okazało już na samym początku - to jej jedyne zalety...
źródło
Tak wygląda, gdy opakowanie jest pełne - kolorem przypomina piankę Himalaya.

Kto nie lubi zapachu olejku z drzewa herbacianego ten niech nawet nie rozważa zakupu, bo pianka właśnie tak pachnie. Ja lubię, więc dla mnie była to przyjemność. Zwykle do dokładnego oczyszczenia twarzy wystarczają mi 2 psiknięcia pompki i tak zaczęłam tym razem. Niestety, okazało się, że pianka jest bardzo rzadka, pęcherzyki znikają błyskawicznie, jest to słyszalne i łatwe do zauważenia gołym okiem, co ma wpływ na skuteczność oczyszczania a w zasadzie jej brak. Już od pierwszego użycia okazało się, że potrzebuję na raz 4-5 pompek a makijaż i tak nie jest usunięty, za to dzięki temu produkt, na szczęście, szybko się kończy. Nie jest to może produkt przeznaczony stricte do demakijażu, ale zwykle do tego używam pianek, więc jest to dla mnie bardzo ważne.
Z wieczornego demakijażu pianka zdegradowała do porannego oczyszczania i z tym radzi sobie już lepiej, ale nie jest to szczególnie wymagające zadanie, więc nic dziwnego. 

Pianka nie przesusza skóry, po obecności olejku z drzewa herbacianego spodziewałam się też jakiegoś łagodzącego wpływu na moją mieszaną skórę z tendencją do pojawiania się syfów, ale również niczego takiego nie zauważyłam. Dobrze przynajmniej, że nie szkodzi.

Dostępność:

Cena:
6,99 (+koszty wysyłki)/ 200 ml

Skład:
źródło
Jak widzicie, nie polecam tego produktu, ale pianki w ogóle jak najbardziej i postaram się pojawiać z recenzjami tych najfajniejszych wg mnie raz na jakiś czas. 


Znacie ją może? Stosujecie pianki do demakijażu? 

czwartek, 8 października 2015

Yves Rocher, szaraczek Gris Armoise w koralowym duecie

Ostatnie ciepłe promienie słońca łapałam z mani, które ładnie połączyło według mnie kończące się lato z nadchodzącą jesienią. Akurat ten koralowy odcień bardzo często gościł na moich paznokciach w te wakacje (jak i w poprzednie) a miłość do różnych odcieni szarości (żeby nie napisać Fifty Shades of Grey) odkrywam w sobie dopiero od niedawna. I ciągle mi mało!


Firmy Yves Rocher nie kojarzyłam do tej pory za bardzo z lakierami (zresztą, mało jestem obeznana w jej asortymencie) a prezentowany lakier kupiłam sobie w czerwcu z magazynem Joy - polowałam na koral, ale w moim mieście nigdzie go nie było, więc został ten szary (bałam się teraz, że przy okazji JoyBoxa XL też trafi mi się ten odcień, ale poprosiłam w wiadomości o każdy inny kolor byle nie szary i albo ktoś spełnił moją prośbę, albo po prostu mam szczęście, bo otrzymałam miętę. Ale o niej przy innej okazji...).
81. Gris Armoise
Buteleczka jest wąska i mieści w sobie 5 ml produktu.
Bardzo mnie to cieszy, bo w końcu mam nadzieję na opróżnienie/zużycie do końca jakiegoś lakieru... Tyle czasu już maluję paznokcie a w tych buteleczkach nic nie ubywa! Są samouzupełniające się czy co?! Na denkach to właśnie wykończone lakiery budzą we mnie największą zazdrość... Tu widać, że mam go już pół! :)

Lakier zaliczam do tych lepszych, bo bardzo dobrze kryje i szybko wysycha. Jak dobrze pomaluję to wystarczy jedna warstwa a jak się spieszę i nie dopatrzę to muszą być dwie. W buteleczce widać mega drobne, błyszczące cząsteczki, jednak bardzo ciężko to złapać na zdjęciu a na paznokciach można to zauważyć też tylko momentami. Niewątpliwie dodają mu uroku.


Tak prezentuje się całość


Na każdym zdjęciu ten koral (avonowy Coral Reef) prezentuje się inaczej... Raz nawet wpada w neon! Cóż za zdolności ujawnia mój aparat :/ Siwy to siwy i wygląda dobrze. 
Lakiery zabezpieczyłam topem Nail Tek i kilka dni cieszyłam oczy tym duetem, ale potem zaczęły mi się robić odpryski na rozdwajających się paznokciach i musiałam zmywać. Oczywiście bezproblemowo.

Choć ostatnio na co dzień maluję paznokcie raczej jednym, stonowanym kolorem to to połączenie bardzo mi się spodobało i pewnie jeszcze powróci.
Podoba Wam się? Znacie lakiery Yves Rocher?

wtorek, 6 października 2015

Wrześniowe zakupy

Pod względem zakupów wrzesień na szczęście (dla mnie) nie porywa nie różni się niemal niczym od poprzednich miesięcy. Z jednej strony miałam mniej czasu na łażenie po sklepach, ale z drugiej strony, szukając inspiracji w necie i odwlekając zajęcie się tym co nieuniknione czyli pracą, natknęłam się na parę fajnych okazji, którym nie umiałam odmówić. No i Avon... W tym miesiącu zdecydowanie przesadziłam, ale na szczęście katalog październikowy nie zapowiada się już tak dobrze :)
Zacznijmy zatem od początku

A) Avon
 Wzięłam sobie tylko nowości: maskę błotną do ciała Planet Spa, nową wodę perfumowaną TTA Daydream, lakier Innocence (prezentowany tutaj), dwie próbki nowych zapachów Attraction, konturówkę z kwadratową końcówką (odcień Storm) i urocze długopisy w serduszka (Różowa Wstążka).
Nie umiałam też sobie odmówić zakupu nowych zapachów żeli z serii Senses. Od dawna mam bana na zakupy w tej kategorii, ale promocja "kup 3 za 15 zł" ostatecznie mnie przekonała.
Na zdjęcia nie załapały się produkty z jesiennego minikatalogu: torebka Halima, wielofunkcyjny szary kardigan i czarna sukienka z dwustronnym paskiem (to w zasadzie z katalogu) - nie umiem ich ładnie sfotografować, ale jeśli macie takie życzenie to się postaram. 

B) Biedronka
Tu tylko mydło do rąk o zapachu drzewa sandałowego ♥. Bardzo ładnie pachnie tylko szkoda, że jest tak rzadkie a przez to mało wydajne.

C) e-naturalne
Darmowa dostawa sprawiła, że skusiłam się na puder bambusowy. Nie wiem czy wyszłam na tym dobrze, bo musiałam jeszcze dobrać coś do 50 zł, ale różowej glinki jeszcze nie miałam a ten puder do zrobienia też mnie zaciekawił.

D) różne
Po pierwsze wygrany w rozdaniu u Laquer-maniacs fluid Lirene - dobierałam porę roku wg opisu, ale jest dla mnie za ciemny :/. Dalej Natura i tylko płatki na krosty i plamy Beauty Formulas, zamówienie w Darmarze i top coat Nail Tek (oprócz tego wzięłam jeszcze bambusowe łopatki do kuchni i ściereczki do okularów, ale są bardzo kiepskie). Podczas wizyty za lekarstwami w Rossku skusiłam się tylko na biały, piaskowy lakier Lovely, bo był w Cenie na Do Widzenia.

E) JoyBox
Pokazywałam go już tutaj

F) Mariza
To w zasadzie zakup jeszcze sierpniowy, ale zapomniałam o tych rzeczach przy okazji poprzedniego wpisu, więc wrzucam je teraz. Mgiełka White Flowers i Green Tea (♥), lakier zielony i pudry mineralne. To wszystko z mega wyprzedaży - wzięłam wszystkie odcienie pudrów, bo na wakacjach miałam spory problem z dobraniem podkładu do białej szyi i ciemniejszego dekoltu... Środkowy czyli naturalny był mi zbyt różowy, ale dobrze kryjący, za to ten ciemny beż był ok, ale słabiej krył... Nie pamiętam jak ten najjaśniejszy (już go kiedyś miałam), bo musi poczekać do zimy. Myślę, że za jakiś czas skrobnę co nieco na ich temat.

G) AliExpress
Opisywałam już te zakupy tutaj

H) jak Chińczyk ;)
Tu tylko spinka i motylek do włosów, bo ciągle mi mało a do rozpuszczonych chyba nigdy się nie przyzwyczaję :/

No i tyle! Chyba...? Chyba, że w listopadzie znajdę coś o czym zapomniałam teraz ;) Kurcze, myślałam, że trochę mniej tego było a jednak się nazbierało... 
A u Was jak z zakupami? Trafiło Wam się ostatnio coś fajnego?

niedziela, 4 października 2015

Denko - wrzesień

Tak pięknej soboty jak wczoraj nie było już dawno! Ciepło, słonecznie, leniwie i bardzo pozytywnie. Myślałam nawet, że uda mi się wyjść z domu, ale wszystko obserwowałam z balkonu, bo musiałam skończyć książkę, która bardzo mnie wciągnęła i w końcu ogarnąć nieco dom, obiad i zdjęcia do denka. Trochę udało mi się zużyć a sporą część koszyczka zajmowały też wyrzutki, które były wynikiem porządków, więc wszystko się już przesypywało w szafce.
Na początek jednak denko

1. Sylveco, tonik hibiskusowy - miałam zamiar wyrobić się z recenzją jeszcze we wrześniu, ale się nie udało, więc niedługo o nim napiszę.
Teraz: tonik z perłą i kawiorem Theo Marvee
2. Ziaja, oliwkowy płyn micelarny - pisałam o nim tutaj. Bardzo przyjemny produkt, niedrogi, więc z pewnością wkrótce do niego wrócę.
Teraz: woda micelarna Allverne i płyn micelarny Czysta Skóra Garnier
3. Beauty Formulas, plasterki na krosty i plamy - kolejne opakowanie jest u mnie, więc jestem z nich zadowolona.
Teraz: to samo
4. Hean, płyn micelarny 3 w 1 - recenzja tutaj. Spisywał się bardzo dobrze, świetnie radził sobie z demakijażem oczu i jest tani, więc również do niego wrócę.
Teraz: patrz Ziaja

5., 6., 7. Avon, żel pod prysznic Energising, Naturals Jagoda i Orchidea oraz Revitalising  - wszystkie 3 o bardzo przyjemnych zapachach, gęste i wydajne. Odkryciem był ten Jagoda Orchidea, bo zapach mnie urzekł. Wszystkie pewnie jeszcze się u mnie pojawią.
Teraz: coś z zapasów...
8. Mariza, płyn do higieny intymnej - kolejna flaszka, bo zapach bardzo mi się spodobał, ale tym razem miałam problemy z pompką. Zacinała się a pod koniec całkiem przestała działać, więc musiałam lać go na rękę a przez to stracił na wydajności, bo to był wcześniej jego ogromny atut. Być może wrócę jeszcze jak się pojawi w promocji.
Teraz: płyn Active, Avon
9. Soap&Glory, żel pod prysznic mini - bardzo przyjemny zapach, buteleczka w sam raz na weekendowe wyjazdy. Minusem jest odkręcanie, ale da się to jakoś wytrzymać raz na jakiś czas. Jak trafię w sh to wrócę.
Teraz: zużywam zapasy...

10. Avon, dezodorant Luck - zapach bardzo przyjemny, urocze opakowanie, ale użyłam go tylko kilka razy, bo większość TŻ wypsikał zabijając meszki miotaczem ognia...
11. Mariza, mgiełka do ciała Sweet Fruits - przyjemny odświeżacz na co dzień, jednak zapach (przypominający mi starą, dobrą oranżadę) nie uzależnił mnie tak jak poprzednia wersja, Green Tea, której mam już zapas.
Teraz: mgiełka Fresh Citrus
12. Avon, woda Up to You - zapach urzekł mnie w katalogu, więc trafił na listę dla Mikołaja, jednak szybko mi się znudził, bo nie pachniał tak ładnie i ostatecznie ledwo go wymęczyłam. Nie wrócę.
Teraz: coś z zapasów...

13. Avon, szampon BB - kupiłam całą serię i dzięki niemu zmieniłam nastawienie do linii AT. Zerwałam z tymi szamponami, bo wszystkie pachniały mi tak samo, więc przestałam wierzyć w obiecywane cuda i dziwy a ten jest inny. Przyjemnie pachnie i dobrze się spisuje na włosach, nie obciąża ich, nie plącze i nie tępi, włosy są gładkie, ładnie się błyszczą, choć to pewnie nie tylko jego zasługa, ale mam ochotę jeszcze wrócić.
Teraz: mini szampon Joanna
14. Lee Stafford, kuracja głęboko odżywiająca z olejkiem arganowym - włosy faktycznie były gładkie, jedwabiste i lśniące, więc obietnice spełnione! Zapach trochę dziwny i nie wiem czy to tylko zasługa olejku arganowego czy też kończącego się terminu, ale dało się znieść. Nie wrócę, bo te produkty są drogie a aż tak mnie nie zachwyciła.
Teraz: maska pani Potter's

15. Avon, krem do stóp i łokci - ulubieniec do stóp, więc ciągle do niego wracam.
Teraz: krem na pękające piety Mariza
16. Soap&Glory, mini masło do ciała - patrz pkt. 9. Tu dodam jeszcze, że nawilżenie jest odpowiednie a zapach na ciele czuć jeszcze pod koniec dnia, więc jest naprawdę bardzo trwały.
Teraz: różności z zapasów
17. Beauty Naturalis, balsam do ciała Aronia - miał wzmacniać naczynka, więc używałam go z wielkim zainteresowaniem a po całym opakowaniu tego raczej mleczka niż balsamu mogę stwierdzić, że bliżej mu jednak do bubla. Nic nie redukował, ciężko też teraz stwierdzić czy wzmacniał, bo nie ma jak tego sprawdzić. Z opisu zgadza się jedynie to, że pielęgnuje skórę, sprawia, że jest miękka, wygładzona i przyjemna w dotyku, ale to potrafi wiele balsamów. Plus za przyjemny zapach i szybkie wchłanianie, ale nie skłoni mnie to do powrotu.
Teraz: kilka różnych produktów z zapasów
18. Eveline, odmładzający krem do rąk - i znowu przerost treści nad formą... Zwykły krem jakich wiele, przyjemnie pachnie, dobrze się wchłania, ale nie nawilża tak jak lubię i nie odmłodził moich dłoni. Nie wrócę.
Teraz: krem Kropla Zdrowia i inne

19. BeBeauty, zmywacz w płatkach - bardzo dobrze sobie radził z jasnymi lakierami, choć płatki wydawały się być słabo nasączone płynem (nie tak jak te Ferity). Pod koniec przyspieszyłam, bo bałam się, że całkiem wyschną. Nie wrócę raczej, bo wolałabym mniejsze opakowanie, ale podobnych płatków chętnie będę wypatrywać, bo to ciekawa odskocznia od zwykłego zmywacza.
Teraz: Cleanic z JoyBoxa (oprócz tego normalny zmywacz z Rosska)
20 Mariza, porcelanowy preparat do regeneracji paznokci - lubiłam go, bo był bardzo wydajny i  dawał efekt mlecznych paznokci, ale w kwestii wzmocnienia nic się nie zmieniło. Paznokcie mam słabe, kilka stale się rozdwaja a nawet rozczwarza, więc nie ma sensu wracać.
Teraz: odżywka wybielająca Manhattan
21. Eveline, korektor 8 w 1 kryjąco-rozświetlający z olejkiem arganowym - bardzo ładnie krył moje cienie pod oczami, nie zbierał się w zmarszczkach, rozjaśniał spojrzenie. Przyjemnie mi się go używało i wrócę do firmy, ale tym razem wezmę chyba Art scenic, bo również czytałam pozytywne opinie.
Teraz: pod oczy nic... Na twarz kamuflaż Catrice.
22. Carea, płatki  kosmetyczne - uwielbiam.
Teraz: to samo


Próbki i inne
Krem do rąk Mister Milano pięknie pachniał i spisywał się w porządku w kwestii nawilżenia, ale nie wiem czy cena przekonałaby mnie do zakupu. Bardzo spodobał mi się też krem rozjaśniający przebarwienia Ava Cosmetic, bo ładnie uspokajał cerę po nocy, ale tonę w zapasach i nie mogę się teraz skusić na pełnowymiarowe opakowanie. Pędzel do nakładania maseczek Avon gubi włosie podczas używania, więc już się zużył i teraz chyba poszukam czegoś innego. Z próbek produktów Tso Moriri najbardziej spodobał mi się mus wiśniowy tylko z ewentualnym zakupem muszę poczekać aż uszczuplę zapasy. Tołpowy żel jest na mojej liście musthave.

Przeterminowane wyrzutki
Największy bubel ever czyli sztyft LSS! Zniszczył mi wiele ubrań a i tak nie chronił zadowalająco - nigdy więcej! Dermacol stosowałam jako korektor (dobrałam zły odcień, żeby móc go stosować jak podkład) i choć świetnie ukrywał to, co potrzeba to zdążył mnie paskudnie zapchać, więc poszedł w odstawkę. Podkład z Marizy kupiłam na wyprzedaży i mimo, że termin ważności upływa za nieco ponad miesiąc to już od kilku podejść (jeszcze przed wakacjami było pierwsze) nie da się go używać przez brzydkie rolowanie i okropny zapach. Szkoda, bo to prawe cała butelka... Reszta jak widać to błyszczyki, których nie zdążyłam zużyć przed terminem, odżywka do rzęs i tusz kobaltowy oraz najgorsze na świecie lakiery Vipera i Virtual! Ten żółty ma cienki pędzelek do zdobień, ale jak tu zdobić skoro odcień jest bardzo słabo napigmentowany a pędzelek ze sterczącymi na bok włoskami... A ten matujący to jeszcze większa tragedia, bo nawet nie zasycha na paznokciu, więc co tu mówić o matowieniu... 


Uff! Ledwie dobrnęłam do końca! Jak Wam poszło ze zużyciami ostatnio?