Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 kwietnia 2013

Choisee, żel do mycia twarzy lawenda i ylang ylang

Chyba każdy pamięta grudniową akcję ze sklepem Choisee i aferę jaka po tym wybuchła. Ja oczywiście skusiłam się na kilka produktów a jak już otrzymałam paczkę to bałam się stosować tych kosmetyków przeznaczonych do twarzy (kupiłam tylko żel, ale siostra sprezentowała mi maseczkę, bo dostała ją w dwóch małych opakowaniach - obie jeszcze nie nie odważyłyśmy się jej użyć). O mydłach pisałam już co nieco tutaj a teraz postanowiłam poświęcić jednak trochę miejsca żelowi do mycia twarzy, bo okazało się, że nie taki diabeł straszny i u mnie spisał się on całkiem przyzwoicie.



Info od producenta:
Żel doskonale oczyszcza skórę twarzy jednocześnie pielęgnując i odżywiając ją. Olejek lawendowy ma właściwości antyseptyczne i przeciwbakteryjne, nie powoduje uczuleń, doskonale nawilża i regeneruje oraz redukuje nadmiar tłuszczu na skórze tłustej. Olejek ylang ylang działa relaksująco i odprężająco.

Produkt znajduje się twardej, plastikowej butelce z pompką. W rzeczywistości jest dużo ciemniejszy niż na zdjęciu producenta, ma raczej fioletowy kolor. Konsystencja żelowa, która dobrze sprawdza się przy oczyszczaniu twarzy, ale przez to, że jest dość rzadka to na wieczorne mycie twarzy potrzebuję aż 3 pompki. Przy myciu nie tworzy się piana, no może taka minimalna.

Żel bardzo dobrze oczyszcza skórę z makijażu, buźka po nim jest gładka i mięciutka, nie ściąga skóry i nie podrażnia. Tylko uwaga na oczy, bo nawet minimalna ilość powoduje straszne (!!!) pieczenie! Ja używam innych preparatów do demakijażu oczu, bo nie lubię zmywać ich tymi samymi żelami co całą twarz, dlatego zawsze bardzo uważam na te wrażliwe okolice -  tu czasem miałam wrażenie, że już sam bardzo intensywny zapach powodował łzawienie i pieczenie. To chyba największy minus tego produktu.

Wspomniałam o zapachu i faktycznie jest on bardzo intensywny! Pachnie trochę sztucznie, łazienkowo i chemicznie, ale to mi kompletnie nie przeszkadzało w używaniu. Bardzo czuć lawendę i z tego co czytałam to ylang ylang też mocno pachnie (ja nigdy nie wąchałam i nie wiem), więc to pewnie ten duet daje taki aromat. Dla osób wrażliwych na zapachy może to być problem, ja się przyzwyczaiłam.



Tu zdjęcie składu:


Moje laickie oko mówi mi, że to mało naturalny skład, ale nie zamierzam się wymądrzać w tej kwestii.

Jak widzicie, moja data przydatności nie została zaklejona, więc jakoś temu zaufałam. Żelu używałam od początku marca, potem jeszcze w kwietniu i nie zauważyłam, żeby jakoś źle wpływał na stan mojej skóry - syfy co prawda ciągle się pojawiają i zawsze jako pierwszy odstawiam ten żel, ale mimo przerw w stosowaniu nic się nie zmienia, więc to nie on jest sprawcą.


Jeśli macie odwagę to zajrzyjcie na stronę sklepu - aktualnie wszystkie kosmetyki są po 4 zł i przy zakupie 4 szt. wysyłka gratis. Ja za swój żel w promocji zapłaciłam ok. 5 zł i uważam, że absolutnie nie jest wart 13 zł, bo taka była cena wyjściowa. Generalnie jestem zadowolona z tego zakupu, ale po tych wszystkich niepokojących wiadomościach więcej nie planuję i Wam chyba też nie polecam, chyba, że na własne ryzyko ;)


A jak zakończyła się Wasza przygoda z Choisee? Trafiłyście na jakąś perełkę?

czwartek, 25 kwietnia 2013

Wyniki rozdania!

Przepraszam za ten mały poślizg, ale obracam się teraz pomiędzy dwoma domami i nie miałam jak tego zrobić ani wcześniej ani tym bardziej wczoraj :/.
Do rozdania zgłosiło się 31 osób, część z Was już znam a część dopiero poznaję. Głosy przeliczone i sprawdzone, więc the winner is:



Gratuluję i mam nadzieję, że będziesz zadowolona z nagrody :)
Na maila (adres jest pod stopką z komentarzem) z adresem do wysyłki czekam 3 dni, potem losuję dalej.


wtorek, 23 kwietnia 2013

Nie czytaj!

Dziś Światowy Dzień Książki, więc, wbrew tytułowi, taki post zachęcający do czytania. Nie będę Was zamęczała statystykami, bo od rana wszędzie i ciągle o tym trąbią - u mnie z przymrużeniem oka:


Filmik jest z tamtego roku i tyle czekał u mnie w roboczych na publikację... No comment...


Tak właśnie świętowałam:
źródło










A tu coś idealnie pasującego do mojego bloga:

źródło
Większość zdjęć pochodzi z fb, jeśli jeszcze nie znacie to zajrzyjcie: Lubię czytaćNie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książkiWącham książki.



P.S. Wyniki rozdania już jutro :)

niedziela, 21 kwietnia 2013

Przypomnienie o rozdaniu + aktualizacja

Dziś kończy się moje pierwsze rozdanie - jeśli jeszcze macie ochotę wziąć w nim udział to zapraszam tutaj


Postanowiłam, że nie będę Was na siłę obdarowywać książką po angielsku, więc będzie wybór i jeśli wylosowana osoba zechce to otrzyma książkę Beverly Barton albo Anny Klejzerowicz:


Jeśli chodzi o formułkę, którą prosiłam abyście wklejały to chodziło mi o to, że być może nie każdy chce brać udział w losowaniu suplementu na cellulit, ale okazało się, że chyba wszyscy go mamy ;) (choć jest brzydki), więc każda z Was chce brać udział w losowaniu.

Postanowiłam dorzucić jeszcze lakier od Marizy :


POWODZENIA!

piątek, 19 kwietnia 2013

Mariza, drobnoziarnisty peeling do twarzy

No w końcu przyszła wiosna! Przez to mniej mnie teraz przed kompem i w ogóle w domu, ale już się biorę do roboty. Od razu kojarzy mi się jedna nuta rodem z PRL-u "Do roboty, do roboty", więc siedzę i sobie podśpiewuję :).

Ostatnio, przy okazji zdenkowania peelingu z Avonu pisałam Wam, że po tak mocnym zdzieraku chcę odpoczynku i w najbliższym czasie rozejrzę się raczej za jakimś łagodniejszym produktem. Pech chciał, że Mariza wypuściła nowości, wśród których, oprócz maseczek i żelu do twarzy pojawił się właśnie peeling. Za bardzo nie skupiałam się na opisie tylko brałam w ciemno, bo dzięki temu mogłam też kupić taniej  żel.



Info od producenta:
Łagodny peeling zawiera drobinki pestek moreli oraz mikrogranulki, które dokładnie oczyszczają cerę, usuwając martwe komórki naskórka i inne zanieczyszczenia. Preparat wygładza skórę, poprawia jej ukrwienie oraz stymuluje do regeneracji. Doskonale przygotowuje cerę do dalszych zbiegów pielęgnacyjnych, ułatwiając wchłanianie składników aktywnych. Wzbogacony został w olejek ze słodkich migdałów, który odżywia i zmiękcza naskórek oraz łagodzącą podrażnienia alantoinę. W efekcie skóra jest oczyszczona, miękka i wyjątkowo gładka.


Od razu zwróciłam uwagę na podobieństwo z wyglądu do produktów Iwostinu - nie mam jeszcze nic pełnowymiarowego, ale już po próbce zapamiętałam te kwadraciki nad nazwą producenta. Teraz jak oglądam fotki w sieci to podobieństwo, choć znikome, dalej widzę, ale jednak na plus dla Marizy, bo wszystko wydaje mi się tu być bardziej stonowane - mniej napisów, więc dla mnie ładniej. Reszta produktów ma podobny design, różnią się tylko kolory.



Peeling jest zamknięty w plastikowej tubce mieszczącej 60 ml produktu. Plastik jest miękki, więc nie ma problemów z wydobywaniem, ale małym minusem jest zakrętka - przy takich produktach wole otwieranie typu "klik".

Bardzo dziwna jest wielkość tubki... Wydaje się być taka standardowa, ale po 3-4 użyciach zerknęłam na opakowanie pod światło i okazało się, że mam już tylko połowę opakowania! WTF! Normalnie peeling starcza mi na dużo dłużej a tu tylko max 10 użyć?! Zaczęłam porównywać i okazało się, że tu tylko tubka jest standardowa a w środku widocznie jest 60 ml produktu. Spójrzcie:

 




Te tubki są równe, ale jedna mieści 75 ml a druga 60 ml. Szkoda, że nie zerknęłam pod światło na samym początku to wtedy mogłabym sprawdzić czy chodzi tu tylko o gęstość produktów czy faktycznie peelingu jest pakowane mniej do środka. Mi to raczej w niczym nie przeszkadza (no może poza tym, że szybko ubywa, ale to już wina wydajności a nie samego opakowania), ale już wyobrażam sobie zarzuty od klientek, że produkt nie jest napełniony do końca lub może był używany.

Jeśli chodzi o konsystencję to jest ona trochę rzadsza niż w przypadku peelingu z Avonu, ale różnowymiarowe drobinki są równie ostre. Peeling bardzo dobrze usuwa zanieczyszczenia i (chyba) martwy naskórek. Buzia po nim jest faktycznie miękka i gładziutka, nie ma podrażnień ani zaczerwienień. Nie czuć też przesuszenia, więc to chyba zasługa olejku migdałowego. I to chyba on razem z pestkami moreli dają taki fajny zapach - choć nie wiem czy pestki moreli w ogóle pachną czy to tylko zasugerowanie się opisem na opakowaniu ;). Tak czy inaczej, zapach jest przyjemny.


Skład: 

olejek migdałowy na trzecim miejscu!

Cena:
13,6 zł/60 ml

Dostępność:
konsultantki


Reasumując, produkt godny wypróbowania, ale raczej w cenie promocyjnej - wg mnie za mała pojemność i za słaba wydajność w stosunku do ceny. Szkoda, że katalogi ukazują się tak rzadko i tyle trzeba czekać na ewentualną promocję... :/ To mój pierwszy kosmetyk z Marizy kupiony w cenie regularnej, od początku zapoznania się z firmą zawsze celowałam lub czekałam na promocję. I tak będzie dalej. To tylko wyjątek potwierdzający ;)


Znacie go już?

sobota, 6 kwietnia 2013

Denko - marzec

Zapraszam na comiesięczne podsumowanie moich zużyć. Tym razem na tapetę wzięłam głównie próbki, bo z nich chyba nigdy nie wybrnę i zapachy, bo dość już tego oszczędzania! Czas na coś nowego ;)




Włosy:

1. Bingo Spa, szampon minerały z Morza Martwego z odżywką keratyna i spirulina - bardzo fajny szampon a ta mega butla kosztowała tylko 6,8 zł! Nie jest wybitnie wydajny, bo słabo się pieni a jak mi się nie pieni na włosach to leję więcej ;). Dobrze oczyszczał, nie plątał i nie obciążał włosów. Jestem nawet skłonna stwierdzić, że w połączeniu z odżywką ekspresową Pilomax pomógł mi na wypadanie włosów! Aż trudno uwierzyć, ale niczego innego nie stosowałam ostatnio a samą odżywkę używam już w sumie od listopada, więc to chyba nie tylko jej zasługa. Z pewnością zagości jeszcze u mnie jak wybrnę nieco z zapasów.

2. Pantene, odżywka do włosów farbowanych Zdrowy kolor - nie wiem czy faktycznie chroni kolor, bo od kiedy jej używam to nie malowałam włosów. Podobał mi się zapach, gęsta konsystencja, dzięki której odżywka nie spływała z dłoni i włosów oraz efekt miękkości po zastosowaniu. Nie wiem czy kupię, bo mam teraz dużo innych w kolejce a farbować już raczej nie planuję.


Ciało:

3. Avon, delikatny nawilżający płyn do mycia ciała z wyciągiem z rumianku i owsa - mój ulubieniec ze względu na zapach ♥ Będę wracać doń regularnie.

4. Pollena, Hipoalergiczny żel pod prysznic Babka lancetowata i dzika jabłoń - bardzo wygodna butelka, nieco glutowata konsystencja, która niestety spadła mi czasem z dłoni, ale za to zapach obłędny! Ja czułam głównie jabłka, bo nie wiem jak i czy w ogóle pachnie babka lancetowata.

5. Joanna, Odżywcze masło do ciała z wanilią - recenzja tutaj


Twarz:

6. Avon, nawilżający żel-krem do mycia twarzy - początkowo nie bardzo mi się podobał, ale z czasem go polubiłam. Bardzo wydajny preparat, który dobrze oczyszczał twarz z makijażu (nie wiem jak z oczami, bo tu zawsze używam specjalnych produktów), nie podrażniał ani nie pozostawiał po sobie uczucia ściągnięcia, więc i chyba trochę nawilżał a do tego przyjemnie pachniał. Możliwe, że skusze się jeszcze kiedyś.

7. Soraya, Ultranawilżający krem przeciwzmarszczkowy na dzień - być może poświęcę mu osobną notkę, ale jakby mi się nie udało to w razie co napiszę, że nawilżał dość dobrze choć nie poradził sobie z przesuszoną kwasami twarzą i musiałam szukać innego ratunku. Lekka i dobrze wchłaniająca się konsystencja powodowała lekkie błyszczenie, które po paru chwilach ustępowało. Nie wiem jak z działaniem przeciwzmarszczkowym, czasem stosowałam go na noc i rano buzia była bardzo miękka, gładka i uspokojona. Raczej nie kupię, bo wciąż szukam ideału.

8. Avon, Tonik odświeżający - całkiem przyjemny i bardzo wydajny tonik. Nie zalepiał mi porów jak inne toniki Solutions, szybko się wchłaniał i niemal od razu można było wklepywać krem (wystarczyła chwila na wyrzucenie wacika do kosza ;)). Raczej kupię ponownie.


Zapachy:

9. Avon, Woda toaletowa Just Play - świeży i bardzo lekki zapach, który niestety nie grzeszył trwałością (ale za tę cenę mogę mu to wybaczyć). Kupiłam go, bo wyczuwałam w nim wiosenne fiołki :) Niedostępny już.

10. Avon, Woda toaletowa Little Red Dress - moja druga ulubiona sukienka od Avon (zaraz po białej, czarna jakoś nie jest w moim typie). W którejś nucie ma miód i tak w to uwierzyłam, że po jednym z pierwszych użyć ugryzła mnie pszczoła lub osa :) Chyba zapach ją do mnie przyciągnął a ja nie wiedziałam co to, więc chciałam to odgonić i skończyłam z bąblem na szyi... Piękny i bardzo trwały zapach. Może skuszę się jeszcze jak wykończę choć połowę z moich 15 flakoników...


Inne:

11. Oriflame, oczyszczający olejek z ekstraktem z drzewa herbacianego i rozmarynu - wydajny i wszechstronny olejek, który mnie nie zawiódł nawet przy bólu zęba (ale tylko za pierwszym razem). Podsuszał wyduszone syfki, ale nic nie robił z takimi rozwijającymi się. Łagodził uczucie swędzenia po ukąszeniu komara, stosowałam go też jako dodatek do pasty do zębów, ale robiłam to nieregularnie, więc nie wiem czy coś działał. Nie nadawał się do aromatyzacji, nic nie było go czuć niestety. Kupię, ale oddzielnie rozmarynowy i oddzielnie z drzewa herbacianego

12. Avon, Tropikalny krem do rąk i skórek z masłem shea - jeden z moich ulubionych kremów do rąk z serii Planet Spa (zaraz po szarym z minerałami z Morza Martwego). Pięknie pachnie i mimo dość rzadkiej konsystencji dobrze sobie radzi z nawilżaniem dłoni, nawet bardzo przesuszonych. Kupię z pewnością.


Doustne:


13. Plusssz, Tabletki musujące o smaku melona, Pielęgnacja: skóra - smak kompletnie nie w moim typie, choć wydawało mi się, że lubię melona. Nie zauważyłam wpływu na stan skóry, ale wytrwale piłam po jednej tabletce dziennie. Nie kupię.

14. Polski Lek, Suplement diety FemiMAG z melisą - łykałam te tabletki z wielką chęcią i nadzieją, ale nie zauważyłam pozytywnego wpływu magnezu i melisy (choć może to ten śnieg nieginący tak mnie przygnębiał, ze potrzebowałabym chyba końskiej dawki). Nie kupię.

15. Avetpharma, Suplement diety SkinComfort - miałam próbkę, 10 tabletek i także nie zauważyłam żadnego działania. Być może to zbyt mała dawka, żeby móc coś zaobserwować.


Próbki, maseczki, mydełeczka:

1. Ziaja, Krem na dzień i na noc do skóry bardzo suchej, podrażnionej, bio olejek arganowy - uratował moją przesuszoną kwasami buźkę! Bardzo gęsta, ciężka w rozsmarowaniu formuła, która na szczęście zdziałała cuda. Nie kupię pełnowymiarowego opakowania, bo na co dzień nie potrzebuję aż takiego nawilżania, ale chętnie przygarnęłabym parę próbek na czarną godzinę. Probka wystarczyla mi na 5-6 użyć.

2. Perfecta, Głęboko nawilżająca maseczka na twarz, szyję i dekolt, sok aloesowy+kwiat pomarańczy, cera odwodniona i zmęczona - także posłużyła mi do ratowania przesuszonej skóry, ale spektakularnych efektów nie zauważyłam. Nie lubię takich wchłaniających się maseczek, bo strasznie się błyszczą na twarzy a potem ciężko je zmyć. Ładnie pachniała a opakowanie wystarczyło mi na 2 razy.

3. L'Biotica, Maseczka intensywne nawilżenie - stosowałam ja w tym samym celu, co produktów z pkt. 1 i 2. Działanie ciut lepsze niż maseczki od Perfecty, ale dokładnie ten sam problem ze świeceniem się i zmywaniem.

4. Corine de Farme, Krem rozświetlający - każda wykończona próbka coraz bardziej skłania mnie do zakupu produktu pełnowymiarowego, mimo słowa "rozświetlający" w nazwie. Ta wąska saszetka była bardzo niewygodna w używaniu, więc pozostałe będę po prostu rozrywać.

5. Bandi, Krem z kwasem migdałowym i polihydroksykwasami - katowałam się nimi na początku miesiąca i niestety, ale te próbki to za mało, żeby poprawić stan mojej skóry. Fajna, dobrze wchłaniająca się formula, która nie powodowała świecenia. Mam w planach zakup pełnowymiarowej wersji z trzema kwasami jesienią.

6. Bandi, Krem na noc z kwasami AHA - to ten krem obwiniam o wysuszenie mojej skóry na wiór! Podsuszał też syfy, ale to co zrobił z moimi powiekami (nie wiem jakim cudem, bo starałam się omijać te okolice) i brodą oraz skórą wokół ust to masakra...
Wszystkie 3 próbki starczyły mi na ok. 1,5-tygodniową kurację.

7. The Secret Soap Store, *mydło mandarynka z bergamotką - przepięknie pachnące mydełko ♥ spodobało mi się najbardziej.
*mydło luksusowe Argan&Goats - całkiem ok, zapach taki mydlany, nic specjalnego.
*mydło rewitalizujące Pieprz czarny - ten zapach zdecydowanie nie przypadł mi do gustu... Dzięki niemu wiem, dlaczego od niektórych perfum boli mnie głowa - muszą mieć w nucie pieprz.
Każde mydełko starczyło mi na ok. tydzień, na twarzy nie próbowałam, ale dłonie nie były przesuszone i nie musiałam od razu wcierać kremu.

8. The Secret Soap Store, krem do rąk porzeczka i passiflora - przepięknie pachnące (zwłaszcza passiflora) i bardzo wydajne próbki, ale kremy raczej nie dla mnie. Mimo bardzo dobrego nawilżenia pozostawiały na dłoniach warstwę, która była dla mnie nieprzyjemna. Być może skuszę się na jakiś zapach, aby mieć je w zapasie na przesuszone dłonie, ale tylko na noc do rękawiczki.



Uff! Mam nadzieję, że dobrnęłyście ze mną do końca? Jestem ciekawa czy znacie coś z moich zużyć i czy podzielacie moją opinię?


Zaraz zmykam spać, bo za kilka godzin lecę na koncert Marii Peszek!!! 
Dla Was na dobranoc :*